niedziela, 21 września 2014

Goodbye, my hopeless dream... {Aktualizacja}



Kurtyna leci w dół
a ja wracam do mojego własnego, samotnego życia

Nie wiem jak wam to wytłumaczyć, ponieważ jest to dla mnie niezwykle trudne, ale muszę to w końcu z siebie wydusić, powiedzieć wam co się dzieję. Jeżeli nadal tu ze mną jesteście, to najpewniej zauważyliście, że coś niepokojącego się stało ze mną, lecz nie ma się czym martwić, naprawdę. No, może trochę. Ale jaki to ma sens trzymać was ciągle w niepewności? Byłam dla was niesprawiedliwa - tego nikt nie potrafi zaprzeczyć. Niestety zmieniłam się, nie wiadomo czy na lepsze czy gorsze.
W ten oto prosty sposób oznajmiam, że dniu 21 września, 2014 roku zawieszam tego bloga.
Prosty? Moje serce przecież szlocha, podczas gdy to piszę. Niewiele tu dokonałam, w końcu zdołałam napisać tylko dziewięć rozdziałów, lecz nie oszukujmy się - byłam tu z wami od ośmiu miesięcy i czterech dni, zatem musi mi zależeć. No i zależy mi, potwornie mi zależy. Niestety w życiu zdarzają się takie momenty, gdy trzeba podjąć trudne decyzje, a dla mnie właśnie nadszedł taki dzień.
Moje zainteresowanie co do główniej bohaterki zmalało. Uświadomiłam sobie, że jeśli nie cieszy mnie jej widok tak bardzo jak kiedyś, to czemu mam nadal pisać opowiadanie z nią w roli głównej? Miałam co do tej historii ogromne plany, lecz nie ujawnię ich, bo - och, któż to wie, być może wrócę do tego bloga?
Lecz na razie to pytanie pozostaje bez odpowiedzi, lecz moja historia nadal trwa, dlatego pojawia się kolejne pytanie - co z nią mam zamiar zrobić?
Teraz jednak mam swoją odpowiedź, która brzmi następująco - nie skończę z pisaniem, to jest pewne.
Założę kolejnego bloga? Być może. Pożyję, zobaczę.

Dobra, dość gadania o mnie. Pomówmy o was, moich kochanych czytelnikach.
Dziękuję, że mnie wspieraliście.
Dziękuję, że mnie komplementowaliście.
Dziękuję, że komentowaliście.
Dziękuję, że zaglądaliście od czasu do czasu.
Dziękuję, że pomimo moich niedoskonałości, byliście jesteście.
Nie mam czasu, by wymieniać wszystkich z osobna, ale każda osoba, która znalazła się tu przynajmniej raz, wiele dla mnie znaczy. Dla mnie jesteście prawdziwymi bohaterami.

Proszę, jeżeli się tu znajdujecie, napiszcie coś, cokolwiek. Jedną kropkę, dwa słowa, po prostu chcę wiedzieć, czy ktoś mi jeszcze został, czy może zostałam już sama.
Kliknąć "opublikuj", czy może jednak nie...?

Kocham was ponad wszystko,
Nina ♥

{Aktualizacja} Wiem, trochę późno na reklamę, ale chyba nie muszę się tłumaczyć? Zresztą, mam nadzieję, że zrozumiecie. Gdybyś ktoś jeszcze nie zauważył, założyłam nowego bloga. Serdecznie zapraszam, jeżeli ktoś ma wolną chwilę; http://we-almost-had-it.blogspot.com

niedziela, 31 sierpnia 2014

♥ Chapter 9 ♥

"Pozostań przede wszystkim wierny sobie, 
bo na świecie jest mało ludzi,
którzy pozostaną wierni Tobie."
Dla jedynej osoby, która w pełni mnie rozumie - moje wygłupy, moje problemy, moje rozterki, wszystko.
Dzięki niej poznałam moje nowe, lepsze oblicze i zapoznałam się z światem blogosfery.
Pragnę zadedykować jedynej i niepowtarzalnej Patrycji Varn - za każdą Twoją sekundę poświęconą temu, co kochasz ♥
Przepraszam.
(Część o Mercedes została napisana przez Patrycję - na pewno widzicie tą wielką różnice między tymi dwoma scenami pod spodem ^^)

   - Mercedes! – rozległ się krzyk, który natychmiast obudził blondynkę z przyjemnej popołudniowej drzemki. Poprawiła swoje długie loki i lekko pogniecioną, elegancką sukienkę. Wiedziała kto jej szuka i przecież nie mogła pokazać się w tak „opłakanym” stanie.
   Rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi.
   - Proszę! – krzyknęła melodyjnie i zatopiła się w nowym reportażu na ekranie laptopa. – Dzień dobry, panie redaktorze. – przywitała się i wstała.
   W wejściu ukazała się sylwetka mężczyzny. Redaktor naczelny gazety, przełożony Hiszpanki, był wysoki i w miarę szczupły. Ciemne włosy zawsze nonszalancko postawione na żel, a jego palce zdobiło kilka pierścionków, które dla niego miały jakieś szczególne znaczenie. Szerokie ramiona i lekki zarost dodawały mu męskości i stanowczości. Pełne usta i karmelowe oczy wydawały się bardzo zmysłowe. Był mniej – więcej 10 lat starszy od Lambre.
   - Dzień dobry. – odpowiedział spokojnie i usiadł na krześle naprzeciwko niej. Dziewczyna również usiadła i skupiła na nim wszystkie resztki swojej uwagi, bo większość z niej był teraz w innym miejscu, przy innym mężczyźnie… Mimo wszystko starała się nie sprawiać wrażenie roztargnionej. Nie wszyscy mają okazje porozmawiać z nim w „cztery oczy”. – Chciałem pani pogratulować tak świetnego reportażu. Czytelnicy są zachwyceni!
   - Tak? – zapytała radośnie z niedowierzaniem i otworzyła szerzej oczy. Może w końcu ktoś ją zauważy? Może w końcu otworzą się dla niej drzwi do kariery redaktorki?
   - Tak. I powiem pani jeszcze coś: chcą więcej. – powiedział zachwycony i wsparł się na oparciu fotela. Jak to: chcą więcej? Co to znaczy? 
   - Ale ja chyba nie… - wyjąkała.
   - Ależ tak, panno Lambre. Chcą kolejnego wywiadu z panem Pasquarelli.
   Chcą kolejnego wywiadu, chcą kolejnego wywiadu…  - powtarzała w myślach i z jeszcze większym temperamentem stawiała kolejne kroki w swoim biurze. Dzięki temu pakuje się jeszcze głębiej w nieznane jej uczucie. I miała tego świadomość, jednak nie widziała żadnej drogi, którą mogłaby uciec. Przecież, gdyby nie przeprowadziłaby z tym chłopakiem kolejnego wywiadu, straciłaby tak ważną i satysfakcjonującą dla niej pracę, a na to nie mogła sobie pozwolić. Postanowiła więc nie kierować się emocjami tym razem. Czuje strach przed jego obojętnym spojrzeniem, ale zakochany człowiek nie ma wyboru. Ciągnie go do tej osoby, choćby miał przez to cierpieć.
   Odetchnęła głęboko, po czym wzięła ze stolika skórzaną torebkę. Przygładziła włosy i nacisnęła na klamkę. Wyszła z wieżowca i zatopiła się w torebce w poszukiwaniach. Zanurzyła prawą rękę, aż po sam łokieć i „wyłowiła” pęk kluczy. Nacisnęła na pilota, na co odpowiedział jej głośny sygnał, otwierającego się samochodu. Wsiadła i umieściła go w stacyjce. Nastawiła na twarz ogrzewanie, po czym włączyła radio.
   To nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie powinna się zakochiwać w kimś takim, pewnie jeszcze bez wzajemności. Dość już życie ją doświadczyło i nie miała ochoty na dokładkę przykrych zdarzeń. Nic nie powinno ją do niego ciągnąć, musi zapomnieć. Jednak skłamałaby mówiąc, że chce się z niego wyleczyć.
   Gdy zorientowała się że jest pod rezydencją obiektu jej westchnień, wyłączyła silnik, wysiadła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzała na budynek, w którym miała za parę chwil się znaleźć. Przełknęła ślinę i w chwili, w której postawiła pierwszy krok usłyszała czyjąś rozmowę. Ten głos rozpoznałaby wszędzie. Jeden z nich to Ruggero.

   Codzienne chcesz słyszeć barwę jego głosu.  - odezwał je jej głos wewnętrzny. Co za bzdura… - pomyślała i odpędziła od siebie tego typu stwierdzenia.

   Nagle drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniły się dwie postacie, kobieta i mężczyzna. Włoch z jakąś dziewczyną. Mercedes schowała się za pobliskie drzewo i obserwowała. Towarzyszka chłopaka była piękna. Brązowe, długie, lśniące włosy, ciemne, duże oczy, idealnie szczupła figura, wysoki wzrost i długie nogi prawdziwej modelki, olśniewający uśmiech, zniewalający makijaż, a wszystko to doskonale współgrało z modnymi ubraniami, które tylko podkreślały jej urodę. Szatyn także był nią zainteresowany. Prowadził z nią niezwykle ożywioną rozmowę i nie przestawał się uśmiechać. To niewiarygodne, że w tak krótkim momencie całe jej życie zostało pozbawione jakiegokolwiek sensu. Serce podeszło jej do gardła i było w rytmie rozpaczy, smutku, a przede wszystkim wściekłej zazdrości. Aczkolwiek wiedziała jedno: Ta miłość jeszcze się nie skończyła.


   Nie czuła się komfortowo.
   Siedziała na skórzanym fotelu, co chwilę spoglądając na zegar, który wisiał na ścianie. W ręku trzymała kieliszek pełen czerwonego wina - jej ulubionego. Za każdym razem, gdy patrzyła na puste miejsce przed nią, jej oczy były wypełniane słonymi łzami, lecz ani razu łza nie spłynęła po jej bladej twarzy odkąd uświadomiła sobie, że niestety coś jest nie tak.
   Po raz setny napisała wiadomość do mężczyzny, z którym się związała, ale tym razem bez jakiejkolwiek nadziei, iż odpisze jej i pojawi się w restauracji, którą uwielbiała, z bukietem róż i z promiennym uśmiechem na twarzy. Jednak rzeczywistość była taka, że po prostu miał ważniejsze sprawy niż spędzenie czasu ze swoją dziewczyną w jej urodziny.
   Lodovica odnosiła niepokojące wrażenie, że Xabi ukrywa coś przed nią. Próbowała jak najszybciej odtrącić te myśli, ale bez jakiegokolwiek skutku. Miała również okropne wyrzuty sumienia, nic nie dawało jej spokoju. Nie miała najmniejszego wrażenia, jakby był to bardzo ważny dzień, a w tej chwili było jeszcze gorzej niż przedtem. 
   -Błagam cię... - wyszeptała i zacisnęła zęby, próbując nie wpaść w niekontrolowaną panikę. Była ona bowiem bardzo delikatną dziewczyną, jej uczucia były jak cienkie szkło, mogły pęknąć w niespodziewanym momencie, a taki moment właśnie nadszedł. Co to mogło oznaczać? Czy spotka ją coś przerażającego, coś, co wywróci jej życie do góry nogami? A może... może po prostu wszystko będzie w najlepszym porządku, bez żadnych nieporozumień? Strasznie chciała przekonać samą siebie, że ta teoria jest najbardziej realistyczna, lecz nie potrafiła. To wszystko było dla niej zbyt stresujące, a Comello była osobą ze słabymi nerwami, umiała znaleźć najmniejszy pretekst, by zamartwiać się czymś.
   Nie znosiła takich momentów jak ten.
   Jednak ujrzawszy jego sylwetkę, która stanęła w drzwiach, odruchowo podniosła się i patrzyła jak wryta w stronę postaci, która właśnie się pojawiła. Gula w gardle momentalnie zniknęła, a ona była skupiona na jednej jedynej rzeczy; na jej ukochanym. Wszystkie wątpliwości zostały rzucone w kąt, jej serce biło coraz szybciej z każdym jego krokiem i nawet miłosna ballada, którą było słychać z wszystkich zakątków restauracji zaczęła brzmieć piękniej. Uśmiech na jej twarzy nie miał najmniejszego prawa zejść. Tłumaczyła sobie, że to tylko zwykłe spotkanie, lecz intuicja jej podpowiadała co innego. 
   - Oświadczy ci się?
   - Nie, na pewno nie. Jesteśmy na to za młodzi, znamy się zbyt krótko...
   - A może jednak?...
   Rzuciła się w jego ramiona i pozwoliła sobie go mocno ścisnąć, jakby nie bała się tego, że Xabiani chciałby jej uciec. Trzymała go najmocniej jak mogła, nie zważając na to, co ludzie mogą sobie pomyśleć. To było jej święto, nie mogła go sobie zniszczyć jakąś głupią myślą.
   - Hej. - przywitał się, po czym oderwał się od dziewczyny. - Dawno nie widziałem cię tak zachwyconej przy naszym spotkaniu. Coś się stało?
   - Nie, wszystko jest... takie cudowne! - odparła, nie potrafiąc powstrzymać swojej radości. - Kocham cię, wiesz? - musnęła jego usta, po czym odwróciła się na pięcie i usiadła z powrotem na swe krzesło.
   Patrzyła przez parę sekund na niego jak stoi obok niej zdziwiony, lecz po chwili również zajął swoje miejsce naprzeciwko niej.
   W jego oczach było coś, co ją niepokoiło.
   - Wszystko najlepszego, kochanie. - wyszeptał, i wyciągnął zza pleców bukietów róż o kolorze kremowym. Przyjrzała się nim uważnie, ciągle mając na swej twarzy szeroki uśmiech i bez wahania sięgnęła po kwiaty, które jej podarował. Przymknęła lekko swoje powieki i poczuła ich piękny zapach, po czym położyła je na stole, nadal na nie zerkając. Wzięła kolejny łyk swego czerwonego wina.
   - Dzwoniłam. - rzekła, odkładając na stół pusty kieliszek. - Nie odebrałeś. - podniosła butelkę z winem i nalała sobie odrobinę. - Martwiłam się...
   - Przepraszam, ale nie widziałem, że dzwoniłaś. Miałem przyciszony dźwięk w komórce.
   - A gdzie byłeś? - spytała, martwiąc się, że coś złego się stanie, tak jak przewidywała. Ale czemu akurat dziś musiało ją spotykać takie nieszczęście? Chociaż, istniała również ta optymistyczna wersja dlaczego Xabi spóźnił się na taką ważną okazję - i choć bardzo chciała, by to właśnie ona była realistyczna, wiedziała, po jego zachowaniu, że coś było nie w porządku.
   Nie odpowiadał. Lodovica czuła nieprzyjemną atmosferę dookoła nich i ponownie świat stał się dla niej szarym zakątkiem na końcu wszechświata. Nienawidziła siebie za to, że potrafiła sprawić, iż jeden malusieńki problem może się przerodzić w coś ogromnego i przerażającego, niemożliwego do unicestwienia. Połowa jej problemów wynikała właśnie z tego, że gdy już sobie coś ubzdurała, nie można było temu zapobiec. 
   - Czemu nie odpowiesz na moje pytanie? - wybełkotała, starając jak najbardziej zachować powagę, lecz na marne.
   - Lodo... Nawet nie wiesz jakie do dla mnie jest trudne. Ale zasługujesz na znacie prawdy, ponieważ tym razem to ja zawiniłem, to ja zawaliłem sprawę. I choć strasznie tego żałuję i gardzę sobą, zdecydowałem, że powiem ci to, co ukrywałem przez parę tygodni. To nie najlepszy moment na takie wyznanie, lecz nie mogę ani chwilę ciebie oszukiwać. - W jego oczach ujrzała łzy. Nie chciała wiedzieć co się teraz stanie, nie miała ochoty poznać prawdy.
   Nie była na to gotowa.
   Lecz zmierzenie się z tym co prawdziwe zawsze jest trudne; każdy musi przez to przejść.
   Po raz kolejny wzięła do ręki naczynie wypełnione napojem, które kochała, lecz tym razem smakowało gorzko, tak jak jej szczęście.
   - Czyli? - zadała pytanie, coraz bardziej się niepokojąc.
   - Ja... - przełknął ślinę i odetchnął. - Zdradziłem cię. Przespałem się z inną kobietą, oszukałem ciebie.
    Usłyszała głośny trzask rozbijającego się szkła.

_________________________
"Kurde, kim ona może być? Myśli, że po wielu tygodniach może sobie wparować tak ni stąd ni zowąd i napisać denny rozdział (nie licząc cudownej pierwszej części <3)? Kim do cholery ona jest? Pewnie myśli, że jest taka fajna i jeśli napisze sobie rozdział to ktoś na pewno ją skomentuje -.-"
Ech, no cóż, nie mogę zapobiec hejtom, które najpewniej już się szykują na kontratak xD Ale proszę zastanowić się nad tym pytaniem: Co ja tu jeszcze robię? I jak mam czelność jeszcze pisania rozdziałów? Sama nie wiem. Ale wiem, że pewnie Was zawiodłam i nie doczekam się komentarzy z Waszej strony >.< Znowu dałam ciała i nie wyszło mi. 
Dziękuję jednak mojej kochanej Patrycji, która zamiast mnie zmiażdżyć jak małego pasożyta wybaczyła mi. Jest ona dla mnie bardzo ważna.

Nina Verdas 

PS. Wiecie, że mam już trzynaście lat? xd Skończyłam je w czwartek :D Zresztą... kogo to obchodzi?

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

OS | Wszystko co mnie zabija, sprawia, że jestem jeszcze silniejsza.

Nina Verdas przedstawia:
One Shot pod tytułem Wszystko co mnie zabija sprawia, że jestem jeszcze silniejsza
Jej inspiracją było życie.
Ogromną pomoc przynieśli jej przyjaciele. To właśnie im chce zadedykować tą historię.
Występują - Lodovica Comello oraz Jorge Blanco
i inni.

Póki śmierć nas nie rozdzieli ...

     Czy nadal mnie kochasz? 
     Czekam tu na Ciebie, lecz nie przychodzisz. 
     Usycham z tęsknoty, ale Ty o tym nie wiesz. 
     Chcę Cię znów ujrzeć, przytulić, pocałować. 
     Nie masz pojęcia jak bardzo Cię potrzebuję.
     Złóż na moich ustach ostatni piękny pocałunek, pokaż jak bardzo Ci zależy.
     Bo mi zależy. Cholernie. 
     Nie widzisz jak moje serce po raz kolejny ubolewa. 
     Nie słyszysz mego ciągłego wołania. 
Błagam. Nie mam już siły ścierać kolejnych łez w środku nocy. 

~~~

     Podobno nic nie mogło zniszczyć miłości między nimi. Nic nie mogło stać na drodze tej pięknej Włoszki i tego tajemniczego lecz zdeterminowanego Włocha. Podobno miał być przy niej aż do końca jego dni, lecz były to tylko kłamstwa. W jej twarz zostały rzucone puste słowa, które nie miały prawa się pojawić w jej spokojnym życiu, lecz ona nie potrafiła uciec od miłości, którą uważała za taką realną, prawdziwą. Mogła wybrać inną, lepszą drogę, ale nie miała pojęcia co może na nią czekać z tym tajemniczym chłopakiem. Wszyscy jej mówili, żeby jak najszybciej oddaliła się od niego, lecz jej instynkt wmawiał jej, że droga, którą podróżuje jest właściwa i żeby słuchała tylko siebie, nie tych idiotów, którzy niestety okazali się najważniejszymi ludźmi w jej życiu. I dlatego musiała przejść przez konsekwencje tego bezmyślnego czynu. Swe serce oddała jemu, a w zamian dostała najpiękniejsze chwilę swojego życia, oraz te najbardziej mroczne i przerażające. Nauczyła się kochać i niestety za bardzo się przyzwyczaiła, uzależniła. Próbując jak najbardziej się zbliżyć do niego, nie tylko sprowadziła siebie na złą drogę, ale też straszliwie z tego powodu musiała cierpieć, gdy to wszystko runęło. Czasem zastanawiała się, czemu podjęła taką bezmyślną decyzję zadając się z taką osobą jak on, lecz nie mogła znaleźć odpowiedzi. Nawet gdyby nie postanowiła do niego podejść, on by i tak ją strasznie przyciągał do siebie. Pomimo tego, że ten czyn był nieodwracalny, ona i tak przeklinała za każdym razem, gdy wspominała te chwile z nim. Te chwilę były jednak tylko przeszłością, a podobno w życiu liczy się tylko przyszłość - więc Lodovica nie miała prawa ciągle ubolewać po nim.
     Nie miała niczego, prócz jednej, drobnej rzeczy.
     Pozostawił po sobie jedną, malutką pamiątkę, jedyny znak, że to co się wydarzyło nie było snem. Tylko to jej pokazywało, że w jej sercu nadal tkwi ten chłopak i za żadne skarby świata nie ma zamiaru wyjść. Ten dar ciągle jej przypominał, że mieli być razem aż do końca swego życia, tak jak on jej mówił...

A jednak.

~~~

Czasem ludzie są zajęci i nie dostrzegają problemów ich bliskich. 
To dlatego niektórzy popełniają samobójstwa i wyprawiają różne głupstwa, nad którymi nie potrafią nad tym zapanować.


     Słońce już znajdowało się za horyzontem, a lekki wiaterek delikatnie muskał jej policzki. Ten wieczór był szczególnie ważny dla niej - miała szansę wyznać jej ukochanemu prawdę i choć w jej żołądku czuła nieprzyjemny skurcz za każdym razem, gdy zastanawiała się jaka może być jego reakcja, miała ogromną nadzieję, iż zaakceptuje fakt, że ona, jego dziewczyna, najbliższa dla niego osoba, cały jego świat, jest w ciąży.
     Nikt nie mógł się spodziewać, że piękni młodzi ludzie mogą zostać rodzicami po takim krótkim okresie. Znali się zaledwie pół roku, lecz w ich związku czas nie miał wielkiego znaczenia. Dla nich liczyły się tylko te momenty, w których byli razem, nic więcej. Nawet kiedy wiedzieli, że wszyscy dookoła nich opowiadali różne kłamstwa o nich, uważali, iż nawet taka trudna sytuacja nie może sprawić, żeby ich miłość została rozdarta. Kiedy jednej nocy przeżyli razem jedną z najcudowniejszych chwil swego życia, nie było już wątpliwości, że ona i on będą razem do końca. 
     Lecz na świecie żyją tacy ludzie, którzy zrobią wszystko, by w kogoś duszy zabrakło jakiekolwiek szczęścia i miłości.
     Lato już minęło i w powietrzu było czuć chłód, a z drzew zaczęły spadać liście. Może i to nie był najpiękniejszy sezon w całym roku, lecz dla niej taka atmosfera była nadzwyczajna. W powietrzu nie czuła takiego wielkiego skwaru ani również ogromnego chłodu, tylko zwyczajny klimat, najbardziej odpowiedni dla ludzi jak ona. Podczas gdy wszyscy uważali, iż jesień to brutalny okres i że nic intrygującego nie dzieje się w tej porze roku, Comello zauważała najpiękniejsze dary natury akurat wtedy, gdy kwiaty zaczynały więdnąc. Charakter tej młodej kobiety można było uznać za nietypowy, lecz w jej sercu pojawiło się więcej smutku niż jakikolwiek zwykły człowiek mógłby sobie wyobrazić. 
     Było już ciemno, a na niebie zaczęły powoli pojawiać się malutkie gwiazdki. Wreszcie ujrzała niedaleko kontury parku, w którym zostało zaplanowane ich spotkanie. Przyśpieszyła tempa, by jak najszybciej znaleźć się w jego silnych ramionach.
     Nagle poczuła ogromne cios w okolicach żeber i po chwili straciła swą równowagę, zmuszając swoje ciało do upadku na brudny i wilgotny beton. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, iż zobaczyła wielką sylwetkę osoby, która powaliła ją na ziemię, lecz nie miała wiele czasu na przemyślenia na temat kim mógł być ten tajemniczy mężczyzna, ponieważ chwilę po tym nagłym wydarzeniu gwałtowny, przeszywający ból również w mięśniach swej dłoni. Wydusiła z siebie głośny jęk i czekała na swoje dalsze losy, nie potrafiąc myśląc jasno na temat tej sytuacji, w której się znajdowała. 
     - I co teraz zrobisz? - usłyszała głos chłopaka i jego chamski śmiech, który sprawiał, że poczuła niemiły skurcz w żołądku. Lodovica spróbowała się ruszyć, lecz on stanął na jej krwawiącą dłoń, tak, by znieruchomiała. - Już nie jesteś taka odważna, co? A już myślałem, że Jorge zmienił cię już na zawsze. Ale chyba pozory mylą, co, skarbie? Gdzie zniknął ten piękny uśmiech, Comello?...
     - Odwal się... - odpowiedziała prawie niesłyszalnym szeptem i rzuciła się na sprawiającego jej ból chłopaka, próbując go zaatakować, lecz bez skutku.
     Znów zaśmiał się swym odrażającym śmiechem.
     Poczuła jak na jej policzkach spłynęły słone łzy. Modliła się o to, żeby ktoś, ktokolwiek, zauważył tą scenę oraz powstrzymał tego brutalnego chłopaka, przynajmniej spróbował. Jakakolwiek pomoc by się bardzo przydała w tej chwili, lecz wtedy było tak późno, że nikt już nie wędrował po tych ulicach. Na szczęście, Lodovica zauważyła jakąś postać niedaleko, więc bez zastanowienia zaczęła wołać zdesperowanie.
     - Milcz, pieprzona dziwko! - syknął i walnął pięścią jej klatkę piersiową, jakby chciał zabić ją, delikatną i bezbronną dziewczyna, która posiadała tak niewiele lat. Gwałtownie złapał jej ramiona i usiadł na jej brzuchu, pozbawiając jej jakiegokolwiek ruchu. - Masz się nie odzywać, rozumiesz?! Siedź cicho, jeżeli życie ci miłe... - W jego głosie było słychać złość oraz furię, co wydawało się niedorzeczne, ponieważ wydawało jej się, że nigdy nikomu nie zrobiła żadnej wielkiej krzywdy.
     - Czemu... - wyjąkała, po czym zamknęła oczy i nie potrafiła zebrać wystarczającą ilość siły, by znów je otworzyć. Poczuła jego oddech na jej twarzy oraz odrazę, jaką czuła jednocześnie do niego za zaatakowanie ją i do niej samej, za swoją cholerną słabość.
     - Naprawdę mnie nie pamiętasz? - spytał, a w jego głosie słyszała nutkę złości. - Chociaż, to stało się bardzo dawno temu, a ciebie to na pewno mało obchodziło, tak jak tego twojego kochasia. Ale z nim rozprawię się później, kiedy wreszcie zdecyduje spróbować uratować swoją ukochaną... Może pamiętasz to, iż byłem twoim najlepszym przyjacielem, jedynym wiernym kolegom i do tego ważną częścią twojego życia? Zresztą ty tak mówiłaś, ale skąd już mogę wiedzieć, że to prawda? Odrzuciłaś mnie, powiedziałaś, że już nie jestem ci potrzebny. A ja się tak bardzo poświęciłem dla ciebie, jako jedyny nie opuściłem cię, gdy oddałaś swoje całe życie temu idiocie. Patrzyłem jak się zmieniasz z tej pięknej i uroczej dziewczyny w tą chamską, bezmyślną kobietę, która zachowuje się tak nieracjonalnie... Jednak zostałem przy tobie, wierzyłem, że jednego dnia znowu będziesz tą samą Lodovicą co kiedyś. Lecz gdy powoli traciłaś zainteresowanie mną, uznałem, że nie jestem już tobie potrzebny... Nawet kiedy w twoje urodziny podarowałem ci kwiaty, ty rzuciłaś je w kąt i poszłaś z powrotem to tego debila. I teraz to ja się pytam: czemu?! Czemu zachowałaś się jak małe dziecko, któremu znudziła się jakaś zabawka a spodobała jakaś nowa?! Wiem, że nie byłem idealny, ale też mam uczucia! Mogłaś okazać choć trochę serca, bowiem dałaś mi zupełnie niepotrzebną szansę na lepsze jutro! Ale teraz jest za późno kochanie, żeby to wszystko odczarować. A mogło być tak pięknie...
     - Proszę, zlituj się... - zaczęła łkać, gdy zaczęła wspominać te wszystkie błędy, które popełniła przez miłość do Jorge, nie potrafiąc zapanować nad sobą. Powoli traciła tlen, nie potrafiła złapać powietrza w płucach, tymczasem on znów zachichotał.
     - Skarbie, trzeba było o tym pomyśleć o wiele, wiele wcześniej... - rzekł, delikatnie dotykając jej policzek. - Parę miesięcy temu nie myślałaś o konsekwencjach swojego czynu, co...? - zamilkł, jakby zastanawiał się nad czymś. Lodovica czuła nietypową ochotę przytulenia jego; tyle ich łączyło, że nie miała ochoty słuchania jego przerażających szlochów. Pamiętała każdy dzień spędzony z nim, natomiast zostawiła go na pastwę losu i odeszła, tak po prostu. Chciała otrzeć jego, lecz zamiast tego leżała ciągle na ziemi, czekając na jego dalsze słowa.  - Kochałem ciebie. Nie rozumiesz tego?! Darzyłem cię miłością, oddałem ci wszystko co miałem! Teraz za każdym razem, gdy o tobie wspominam, powstrzymuję się od nagłego płaczu lub załamania nerwowego, ponieważ w takim stanie zostawiłaś mnie tego cholernie koszmarnego dnia! A teraz?! Nawet mnie nie pamiętasz, co?! Spójrz mi w oczy, Lodovica, spójrz mi w końcu w oczy!
     Wtem otworzyła swe oczy i spojrzała na jego pokrytą brudem twarz, jej serce bijące jeszcze mocniej niż przedtem. Wspomnienia, które kryły się w jej głowie od tak bardzo długiego czasu wywołały u niej nieprzyjemną burzę w sercu, a po jej policzkach ciekły łzy pełne frustracji oraz przerażenia, ale również tęsknoty za czasami, kiedy ona była zupełnie inną osobą. W błękitnych oczach Francesco ujrzała te same iskierki, które zawsze zauważała kiedy byli młodzi, jego blond włosy ciągle opadały na jego czoło, dokładnie tak jak dawniej, zanim los ich rozdzielił. Ale czy naprawdę to los sprawił, iż ta dwójka młodych ludzi straciła ze sobą kontakt oraz znalazła sie w takiej niefortunnej sytuacji? Gdy zebrała wszystkie swe myśli, przypomniała sobie, że to wszystko była jej wina, zostawiając jej najbliższego przyjaciela z tyłu.
      Czasami, kiedy leżała sama w swym pokoju, przeglądała swoje stare zdjęcia, nie potrafiąc pojąć czemu wszyscy jej przyjaciele ją zostawili. Czytała swoje dawne notatki; wspominała. Jednak nigdy nie doszła do wniosku, że jej znajomi mieli o wiele więcej rozsądku niż ona: bali się, iż Jorge sprawi, że ona będzie o wiele gorszą osobą niż tak naprawdę była. I ich teorię się sprawdziły. Stała się niesympatyczną osobą, która śmiała sie z każdego upadku jej wrogów, nie miała litości dla nikogo prócz jej ukochanego, chłopaka, w którym zakochała się po uszy, co okazało się bardzo pechowe.
     - Gdyby dało się zmienić bieg czasu - wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy, tak jak prosił. Widziała w nich cierpienie, straszliwe cierpienie oraz przerażenie, którego ona nie mogła znieść.  - Wszystko byłoby inaczej... Byłabym lepszą osobą...
     - Gdyby dało się zmienić bieg czasu - odparł, nie spuszczając z niej wzroku - Nigdy bym się w tobie nie zakochał. Nie mógłbym tak ryzykować.
     Napięcie między nimi zostało przerwane przez wydarzenie, które nastąpiło parę sekund po oświadczeniu Francesco. Jednak wszystko wydarzyło się tak szybko, że Lodovica nie potrafiła pojąc co się dzieje dookoła niej. Próbowała się rozejrzeć, lecz ciemność pokrywała całą okolicę. Ponadto wiedziała, że ktoś bądź coś zaatakowało jej dawnego przyjaciela, ponieważ już nie czuła takiego ciężaru na swoim ciele, a ujrzała wcześniej ciemną postać, która strąciła go na ziemię. Nagle spojrzała do tyłu i zauważyła dwóch mężczyzn walczących razem w krwawym starciu. Z jej ust wymsknął się krzyk.
     - Lodovica, uciekaj! Nie możesz tu zostać ani sekundę dłużej! - usłyszała bardzo znajomy głos.
     Był to Jorge.
    Próbowała wstać. Na marne. Zaczęła się czołgać w stronę miejsca, z którego przyszła, czując przeszywający ból na całym ciele. Jej dłoń była prawdopodobnie złamana, ponieważ nie mogła nią poruszać, lecz nie mogła się przejmować takim drobiazgiem w takiej krytycznej sytuacji. Co się działo? Czy ktoś zostanie poważnie zraniony, lub, co gorsza - umrze? Miała wielką ochotę przerwać tą bijatykę, ale nie potrafiła wcale podnieść swe ciało z brudnego betonu, a już po paru sekundach poddała się. Czuła, że to już koniec. Już wiedziała jak czuje się człowiek, który umiera: bezużytecznie, niepotrzebnie. Słyszała za sobą głosy dwóch chłopaków, którzy pełnili ogromnie ważną rolę w jej życiu i miała wrażenie, jakby słyszała je po raz ostatni. Jeden z nich, z tego co usłyszała, próbował się do niej dostać, by skończyć to, co zaczął. Jednak drugi mu na to nie pozwalał, bowiem wiedział, iż ten chłopak chce zabić ją, na co nie mógł pozwolić. Natomiast Lodovica odnosiła wrażenie, że już jest za późno oraz już niedługo i tak rozstanie się ze swym życiem na zawsze. Znienacka zapadła cisza.
     - Jorge...? - zdołała się odwrócić na parę sekund, lecz ból był tak ogromny, że nie potrafiła utrzymać się w takiej pozycji na długo. Jej powieki stawały się cięższe z każdą chwilą, a ona traciła jakąkolwiek nadzieję. Podniosła wzrok po raz ostatni, i odniosła silne wrażenie, że ktoś klęka nad nią. Poczuła, jakby ktoś wepchnął sztylet w jej serce. Leżała tak przez parę sekund, przerażona, po czym rzekła: - Błagam, zrobię cokolwiek chcesz, tylko nie rań mnie, przecież ja... ja rozumiem swoje błędy i spróbuję wszystko naprawić, ale nie zabijaj mnie, błagam cię...
     - Ciii... Uspokój się, to tylko ja... - jego głos znów wypełnił jej serce nadzieją. Poczuła, jak ją podnosi i kładzie na swych kolanach, żeby jej było wygodnie i przyjemnie. Nareszcie była bezpieczna. - Nie martw się, kochanie... Już po wszystkim. Zadzwoniłem po pogotowie, nie mógłbym tak ciebie tu zostawić bez żadnej opieki. Ale... może ci się to wydawać niejasne, zwłaszcza w takim stanie, lecz ja... ja nie mogę dłużej z tobą zostać. Nie mogę narażać cię na takie niebezpieczeństwo. Zdałem sobie sprawę, że przeze mnie jesteś inna, gorsza, i to wszystko moja wina... Nie zasługujesz na mnie. Przepraszam, kochanie...
     Te słowa były dla niej gorszym bólem niż wszystko co się wydarzyło przez ostatnią godzinę. On chciał ją zostawić... ot tak? Przecież mieli zostać rodzicami, wychować razem ich dziecko, żyć długo i szczęśliwie... czemu te marzenia stały się w jednej chwili nierealne, pękły jak bańka mydlana? Lodovica Comello nie płakała tak jak zawsze. Była tak wstrząśnięta, że nawet zapomniała o płaczu - ona czuła coś o wiele, wiele gorszego niż ból i cierpienie. Łzy nie były w tej chwili potrzebne, ponieważ po jej minie Jorge od razu wiedział co ona czuje. Za dobrze ją i znał i potrafił dobrze odczytać z jej oczu co jest w jej sercu oraz duszy.
     - Tak będzie lepiej - stwierdził, prawie niesłyszalnym szeptem. - Dla mnie to również jest cholernie ciężkie, ale to jest dla twojego bezpieczeństwa...
     Rzuciła się w jego objęcia i nie miała zamiaru go puszczać, bowiem taki czyn przekraczał jej wszystkie granice. Nie potrafiła uwierzyć w to, że on, Jorge Blanco, chłopak, dla którego straciła głowę, za którym skoczyłaby w ogień, chciał ją zostawić, położyć z powrotem na ziemię oraz odejść -  na zawsze.
     - Nie możesz! - pisnęła, nienaturalnie wysokim tonem - Nie możesz, nie możesz, nie możesz! - zaczęła powtarzać te dwa słowa, jakby one miały zmienić wszystko, natomiast on złapał jej policzki i zaczął ją uciszać, patrząc jej prosto w oczy. - Nie możesz mnie zostawić! Zostaniesz ojcem, a ja matką, nie masz prawa zostawić tego dziecka! - to wyznanie odjęło mu mowę.
     Powoli, jej powieki znów się zamknęły, lecz tym razem nie otworzyły się przez bardzo długi czas. Lodovica straciła przytomność i po paru minutach została zawieziona do szpitala. Przez całą podróż karetką nie obudziła się i dopiero gdy dotarła na miejsce, zauważyła, że nie ma Jorge w pobliżu, oraz to, że została sama, kompletnie sama.
     Nigdy nie czuła się tak potwornie bezużytecznie jak wtedy.

~~~

     Zimne krople potu spływały po jej czole, tymczasem ona, wyczerpana oraz wykończona, stała nad umywalką, a sekundy pełzły niesamowicie wolno przez tą ostatnią godzinę, którą spędziła sama, w szponach cierpienia.
     Ściskała pięści, próbowała ignorować ból, który zawładną jej ciałem. Kompletnie nie wiedziała co się działo oraz to, co miało nastąpić. Ból nie przechodził i nie miał najmniejszego zamiaru przejść. Każda minuta była kolejną udręką dla jej ciała, a ponieważ nie potrafiła się skupić na niczym innym, wskazówki w zegarze, który był powieszony na ścianie, sprawiały wrażenie jakby prawie w ogóle się nie ruszały.
     Minęły dwa miesiące odkąd ostatnio widziała Jorge, i były to najgorszy okres w całym jej życiu. Parę dni po tym okropnym incydencie, została przesłuchana w sprawie tego wydarzenia, w którym została pobita oraz prawie zabita. Opowiedziała tą odrażającą historię co do szczegółu, lecz nie powiedziała nikomu kim tak naprawdę był ten mężczyzna, który ją uratował. Zmyśliła, że był to zwykły przechodni, który raczył jej pomóc, i że nie miała pojęcia gdzie on był i jak wyglądał. Gdyby wyjawiła im, kto pobił Francesco, na pewno wpakowałaby Jorge w kłopoty, gdziekolwiek on się znajdował. Gdy Lodovica trochę się uspokoiła i wróciła do zwyczajnego życia, musiała żyć bez jakiejkolwiek pomocy. Została kelnerką w pobliskiej kawiarni szukała jakichś studiów, w których mogłaby rozpocząć swą naukę inżynierii. Jednak musiała trochę zarobić nim mogłaby cokolwiek zrobić; została bez ani jednego grosza w kieszeni, bowiem jej rodzice nie chcieli mieć z nią kontaktu i na dobry początek musiała nauczyć się żyć samodzielnie. Starała się nie myśleć dużo o swej przyszłości, lecz nie było to takie łatwe jak jej się wydawało.
     Fala obrzydzenia przeszła przez jej ciało i po raz kolejny zebrało jej się na wymioty. Raptem osunęła na podłogę i oparła się o ścianę, ponieważ czuła się, jakby ktoś ją trzymał za ramiona i przytrzymał, kazał, żeby leżała na ziemi. Czuła się jak marionetka. Zwykła, bezproduktywna marionetka, która nie miała w życiu żadnego celu. Była jak motyl bez skrzydeł.
     Wydała z siebie głośny wrzask, przerażający, przeraźliwy oraz niepowstrzymalny. Wtem Lodovica ujrzała na podłodze krew, mnóstwo krwi rozlanej dookoła niej. Nie potrafiła oddychać równo, ciągle wzdychała i jęczała, a rozdzielający ból stawał się jeszcze gorszy.
     Zerwała z siebie swą obcisłą piżamę, by choć odrobinę złagodzić ból i przykryła się nią, nadal zaciskając zęby z bólu. Padła na ziemię, jej policzek dotykający zimnych płytek.
     Wówczas zrozumiała co się dzieje.
     Straciła dziecko. Szach mat.
     Jedyna pamiątka po nim, martwa.
     Jedyny znak.
     Jedyny dar.
     Niesprawiedliwość wygrała.
     Mogła otrzymać jedyną malutką osóbkę, która by ją pokochała, mimo jej mrocznej przeszłości. Jednak ta szansa przeminęła - na zawsze.
     Co w tej chwili czuła?
     Nic.
     Cholerną pustkę, którą mogła wypełnić tylko miłość, której wtedy najbardziej jej brakowało.
     - Uratuj mnie...
     Lecz nikt nie przyszedł, a ona została sama, przerażona, na podłodze w pustym mieszkaniu na pustej ulicy ze złamanym sercem.
     Zycie to zwykła walka o przetrwanie - wszystko co Cię zabija, sprawia, że jesteś jeszcze silniejsza.


- Kocham cię - wyszeptał, prosto do jej ucha, by  nikt inny tego nie słyszał.
- Nie zostawisz mnie, prawda?
- Nigdy.

    _____________________________
A oto kolejne dzieło dziewczyny o imieniu Nina, która po raz kolejny zawaliła sprawę.
Tym razem pojawiło się jednak coś innego na tym blogu, coś mroczniejszego.
Został napisany z myślą o osobach, które są dziś razem ze mną i które sprawiają, iż moje życie od razu staje się piękniejsze. Lecz musicie wiedzieć, że w mojej głowie siedziała w szczególności jedna osoba, która jest dla straszliwie ważna - to właśnie na jej konkurs miała wysłać tego OS'a. 
Mam wielką nadzieję, że Natalka przeczyta to oraz mi wybaczy, ponieważ wiem, że zachowałam się chamsko i nie zasługuję na to. Ale zawsze warto mieć nadzieję, nieprawdaż?
Jak Wam mijają wakacje? :D Mi osobiście strasznie się podobają, lecz mają jedną wadę - nie mam zupełnie czasu na tego bloga. Następny rozdział? Nawet o tym nie myślcie. Mam szczęście, że udało mi się napisać to coś na górze, bowiem jestem okropnie zabiegana oraz wena mi niestety nie powróciła. 
Czekam na Wasze hejty i komentarze ^^

Nina Verdas ♥

piątek, 27 czerwca 2014

Rozłąki są po to, żeby cieszyć się ponownym spotkaniem z osobą, którą się kocha... ♥

Dzień dobry wszystkim <3
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność, nawet nie wiecie jakie to dla mnie ważne. Każdy komentarz, wyświetlenie, obserwator sprawiają, że mogę brnąć dalej. Przemyślałam różne sprawy i uznałam, że traktuję Was okrutnie. Moja nieobecność, moje obietnice, które okazują się nic nie znaczącymi słowami i te rozdziały... Moja zachowanie jest straszne i nic a nic mnie nie usprawiedliwia, ale no wiecie... Trudno jest xD Nie przedłużając, chciałabym Wam opowiedzieć o tym, co będzie się działo z tym blogiem przez następne parę tygodni. Znajdziecie tu również kilka innych niezbędnych informacji, więc ten post będzie składał się z niewielu punktów. Wszyscy wiedzą o co chodzi? Tak więc zaczynamy! <3

1. Wakacje! ^^ Tak, wszyscy są zachwyceni, iż nie muszą już chodzić do szkoły i mogą trochę poleniuchować w domu ;D Czy jedną z tych osób jestem ja?.. Niestety nie, albowiem jadę już jutro na obóz i nie będę miała dostępu do jakiegokolwiek internetu przez trzy tygodnie. Smutne? Nie sądzę. Będziecie mogli odrobinę ode mnie odpocząć, no wiecie xd Tak więc, wracam 20 lipca i niestety będę dopiero późnym wieczorem w domu, ale i tak będziecie mieli możliwość dowiedzenia się o tym, co się działo, podczas gdy byłam w dziczy na gg ^^ Przepraszam, że tak długo, ale nie mam wyjścia :/// Już za Wami tęsknie <3

2. Nowy blog? Oczywiście! Nie tylko jeden blog został stworzony, lecz dwa! :D Pierwszy prowadzę z moją kochaną Ellie, a drugi z moim idiotkami, Miśką i Cheryl <333 Jest to dla mnie ogromny zaszczyt i jestem strasznie wdzięczna tym dziewczynom <3
Uno:
http://trudne-zycie-fedemila.blogspot.com
Jest to blog o tym, że życie nie zawsze jest usypane różami. Musimy się zmierzyć z różnymi problemami i przejść przez nie, choć nie zawsze to jest łatwe. Violetta musi zostać prostytutką, iż nie ma pieniędzy ani żadnej porządnej pracy, a chce się jakoś utrzymać, mimo tego, że nienawidzi samej siebie za to co robi i za to, że została tak bardzo upokorzona. Czy pozna prawdziwą miłość, która zmieni całe jej życie?..
Kolejna postać to Federico, który ciągle ubolewa nad swym złamanym sercem, iż musi patrzeć na swą ukochaną z kimś innym, lepszym. Próbuje za wszelką cenę zbliżyć do niej, lecz jednego dnia dowiaduje się o straszliwej tajemnicy, i w ich życiu zaczyna się dziać coraz gorzej niż kiedykolwiek...
Dos:
http://i-die-without-you.blogspot.com
Ten blog jest czymś zupełnie innym, czyli o Mini OS'ach, krótkich historiach o cierpieniu, miłości i śmierci. Każda taka historia jest oparta na naszych własnych przeżyciach, uczuciach i emocjach. Każda autorka jest zupełnie inna, choć wszystkie mają wspólną pasję. Jest to nasza mała kraina, miejsce gdzie możemy pokazać to co czujemy i co siedzi nam głęboko w sercach. Ten blog ma wiele niespodzianek i niespodziewanych zwrotów akcji, każde nowe, oryginalne. Czasami wszystko będzie się kończyć happy end'em, lecz kiedy indziej nic nie będzie naszym bohaterom wychodzić i życie będzie ich powoli zabijać.

3. Konkurs Natalii <3 No właśnie... Co ja mam zrobić? Konkurs kończy się 10 lipca, a ja jeszcze nie skończyłam mojej marnej Miniaturki... Uhhh... Coś spróbuję z tym zrobić.
Ale Wy, piszcie OS'y i Miniaturki oraz wysyłajcie Wasze prace! ^^ To jej pierwszy konkurs i chcę, by był udany <3 A więc, wchodźcie TU <33 Śmiało! Może ktoś z Was wygra ten niesamowity konkurs... :D Powodzenia i weny kochani <33

To już wszystko. Och, a może spotkam kogoś z Was na tym obozie? ^^ To by było nadzwyczajne przeżycie, być z osobą, która mnie tak rozumie, choć jeszcze nigdy mnie nie spotkała xD A Wy, jakie macie plany na wakacje? :D Jakie otrzymaliście świadectwa? Rodzice są zadowoleni? :D
Kocham Was wszystkim i dziękuję, że jesteście.

Nina Verdas ♥


piątek, 13 czerwca 2014

To ja jestem swoim największym wrogiem.

To ja jestem swoim największym wrogiem.
To ja zabijam samą siebie od środka.
To ja rozwaliłam swoją pewność siebie.
To ja wmawiam sobie, że jestem najgorsza.
To ja sprawiłam, że jestem taka jaka jestem.

Brzydka. Głupia. Bezwartościowa.
Codziennie mówiła sobie samej te słowa, patrząc na swe odbicie w lustrze, które dla niej było odrażające.
Nie była szczęśliwa z niczego co robiła. Każdy jej krok był wielkim błędem, każde słowo ogromną pomyłką. Nie miała odwagi pokazać samej siebie, iż była przerażona, że ludzie będą mieć złe zdanie na jej temat. Był to jej wybór, to ona zdecydowała założyć na swą twarz maskę, która nie pokazywała ani cienia prawdy. Dołując samą siebie powoli przechodziła na złą drogę, z której nie było żadnej możliwej ucieczki. 
Beztalencie. Nie umiejące nic beztalencie.
Według niej nie wyróżniała się z tłumu - raczej się w nie wtapiała i stawała się kolejnym szarym i przygnębionym człowiekiem. Choć tego nie pokazywała, powoli umierała i stawała się słabsza z każdą sekundą, wcale tego nie chcąc. Dla innych stawała się jeszcze bardziej niewidzialna. Nikt jej nie zauważał, prawie wcale nie słyszała swego imienia w ustach jakiegoś innego człowieka.
Zniszczyłaś wszystko. Jesteś z siebie teraz dumna? 
Przybył i dzień wyboru - lecz ona nie miała żadnej odpowiedzi. 
Zostawiła wszystko za sobą i jej przyszłość oraz nauka również przestały być dla niej ważne. Wpadła w straszną depresje i nie miała pojęcia co ma uczynić, by znów wszystko wróciło do normy, tak jak kiedyś, gdy była jeszcze młoda i gdy była szczęśliwa, zanim cokolwiek zaczęło się walić. Lecz nic się nie poprawiło i nadal nie wiedziała co poczynić ze sobą.
Sięgnęła po żyletkę.
Była to jedna z najtrudniejszych decyzji i była w stu procentach pewna, że gdyby mogła cofnąć czas pocieszyłaby siebie, powiedziała, że ma się nie poddawać. Lecz nie mogła nic takiego poczynić, a nie wyglądało na to, żeby cokolwiek miało się naprawić. Nikt jej nie potrzebował, a ona nie miała zamiaru już cierpieć. Nie wiedziała dlaczego nic nie mogła zmienić w swej przyszłości, czemu w ogóle krzywdziła tak siebie tak okropnie.
Kropla krwi, cichy krzyk, umierająca dusza.
Ostatnie chwile w jej życiu były spokojne i niedługie. Patrząc na swe okno i malutkie ptaki, które znajdowały się na zewnątrz, wyszeptała ostatnie swoje słowo i delikatnie zamknęła swe zmęczone powieki. Odpłynęła do lepszego świata i już nigdy nie czuła bólu, już nigdy.

__________________________________________
Co chciałam przekazać przez tą krótką historię?
To co mam w środku. Tak, to ja jestem tą smutną dziewczyną i jeżeli nie będę uważać, stanę się dokładnie jak ona i moja przyszłość nie będzie taka ładna.
Czemu to publikuję..? Może dlatego, że jestem straszliwie zmęczona?..
Nie mam już siły.. Nie wiem co się ze mną dzieje, lecz czuję się, jakbym była strasznie samotna. Bardziej samotna niż kiedykolwiek. Nie, to nie jest koniec. To również nie jest zawieszenie ani nic podobnego, lecz raczej przyznanie się do tego, co we mnie drzemie. To dziwne - podczas gdy doradzam różnym ludziom, nie wiem co sama mam uczynić. Jeżeli sprawiam, że się martwicie, przepraszam. Chcę żebyście wiedzieli co się u mnie dzieje, ale nie mam zamiaru Was niepokoić. 
Póki co, bądźcie spokojni i trzymajcie się, ciao xx

Nina Verdas ♥


niedziela, 8 czerwca 2014

♥ Chapter 8 ♥

"Jak to możliwe, że podczas gdy nienawidzisz swojego życia,
w tym samym czasie boisz się umrzeć?"
Dedykacja należy do Nikoletty ♥ Mam nadzieję, że czytasz ten rozdział, bo jest on napisany z myślą o Tobie.
  Oparła się o ogrzaną przez słońce framugę swego okna i przyglądała się chmurami, które powoli płynęły po błękitnym niebie. Słuchała piękny śpiew ptaków i nie chciała, by ktokolwiek zniszczył jej tego momentu. Ten dzień miał być tylko i wyłącznie dla niej. Wydawało jej się, że ta chwila nie może być dematerializowana przez żadne nieprawidłowe wydarzenie lub gest. Postanowiła spędzić swoje urodziny z bliskimi jej ludźmi, aczkolwiek mogła to zrobić dopiero wieczorem, gdyż jej obowiązki w pracy nadal obowiązywały w ten ważny dla niej dzień.
   Lodovica od zawsze była rozsądną dziewczyną, choć czasem zbyt wielkie emocje nią kontrolowały bez jej wiedzy o tym co się dzieje w jej głowie, co często było przyczyną jej problemów. Kobieta zawsze próbowała być odważna, lecz z jej wspomnieniami było to prawie nieosiągalne. Jednak brnęła dalej, bo miała ludzi, którzy ją kochali i obdarzyli ją miłością, którą od zawsze tak straszliwie potrzebowała w swoim życiu. Czasami w jej głowie znów pojawiały się wspomnienia, których nie chciała już nigdy pamiętać. Miała ochotę je wrzucić do kosza i pójść cieszyć się tym co miała, przeżyć choć jeden tydzień bez budzenia się w nocy, z ochotą, by kogoś przytulić, lecz nie mając takiej możliwości. Jej mieszkanie było przeznaczone tylko dla jednej osoby, a Włoszka nie postanowiła jeszcze myśleć o swojej przyszłości. Jeszcze nie przyszedł na to czas. Jednak nie wiedziała, że plany na jej przyszłe losy były niezwykle ważne i że miała mniej czasu niż jej się wydawało. Niestety, kobieta nie posiadała takiej wiedzy i uważała, że wszystko co przerażające jest już za nią. Jutro jest największą tajemnicą - takiej świadomości panna Comello nie miała. Najbardziej krytyczna zmiana była dopiero przed nią, a zbliżała się strasznie szybko, bez żadnej szansy zatrzymania jej. Zaatakuje w najbardziej niespodziewanej chwili, a ona nie będzie miała żadnego wpływu na to, co się wydarzy w jej życiu. Los o tym decydował. Mogła tylko próbować robić co w swojej mocy, by kierować się swoim życiem tak jak ona chciała.
   Ale nie tym razem.
   Na jej balkonie stała doniczka z jedną, piękną różą, która błyszczała w świetle słońca. Lekko się chwiała przez letni wiaterek, lecz wyglądała idealnie, choć była jedna, jedyna. Dla Lodovici ten jeden kwiat miał więcej znaczenia niż jakikolwiek przedmiot lub rzecz, która zdarzyła pojawić się w jej życiu. Jej chłopak podarował jej tą z pozoru zwyczajną róże, która nie odróżniała się wyglądem lub niczym szczególnym. Jednak przypominał jej te wszystkie pierwsze chwile, które spędziła z Xabianim i nie chciała nigdy ich zapomnieć, nawet w najbardziej niełatwej sytuacji. On był jedną z nielicznych osób, która ją pokochała i została przy niej w każdej strasznej chwili. Zaakceptował ją, jej błędy, jej pomyłki. Zamiast śmiać się z jej potknięcia, pomagał jej iść dalej i gdy znów upadła, nie tracił przy niej swojej cierpliwości, tylko podnosił ją i szli dalej, szukając razem swojego celu. Wydawało się, że nic nie rozwali ich miłości, lecz to były tylko pozory.
   Spłonie, bez żadnych szans na przeżycie.
   Zdecydowała, że był to odpowiedni czas, by zacząć przygotowywać się do wyjścia. Odwracając się, zauważyła, że w korytarzu leży czerwone pudełko, więc powoli podeszła do starannie przygotowanego opakowania. Podniosła je i obejrzała ze wszystkich stron, a uśmiech na jej twarzy stawał się jeszcze większy z każdą chwilą. Był to pierwszy prezent, który dostała tego dnia i choć były to jej urodziny, nie spodziewała się jakiekolwiek podarunku o takiej wczesnej godzinie. Delikatnie zdjęła wstążkę z pięknego, lecz małego pudełeczka i po chwili ujrzała drobny upominek, który leżał w środku. Perłowe kolczyki spoczywały na malutkiej poduszce i lśniły, a Lodovica była bliska płaczu. Wzruszyła się. Nie wiedziała czym sobie zasłużyła na taki niesamowity podarunek. Wyjęła biżuterie z pudełeczka, uważnie ją obserwując. Zobaczyła również malutki liścik, który leżał w pudełeczku otrzymanym przez nią.
   - ,,Dla najlepszej siostry ciotecznej na świecie - Lodovici Comello. Dziękuję, że zawsze byłaś, jesteś i będziesz. Wszystko najlepszego w tym wyjątkowym dniu. Całuję, Jorge." - przeczytała, a na jej policzku spłynęła łza szczęścia, lecz w głowie pojawiło się wielkie zdziwienie. Jorge zawsze ją zaskakiwał, ale spodziewała się, że ten podarunek będzie od Xabianiego.. - Pewnie przygotowuje coś wielkiego i chce, żebym dostała to później. - pocieszyła samą siebie, ocierając swą łzę. Szybko weszła do swojej małej łazienki i pośpiesznie założyła swe nowe kolczyki. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i zatrzymała się. Jej czarne włosy były związane w jeden gruby kok, a jej oczy były pełne szczęścia. Po chwili wybiegła z pomieszczenia, w którym się znajdowała i sięgnęła po swoją skórzaną torbę. Chciała, by ten dzień był pełen niespodzianek, lecz nie spodziewała się, że będą to najgorsze niespodzianki, z którymi się napotkała. Czekał na nią dzień pełen cierpienia, choć ona uważała, że jej urodziny będą piękne. Nie znała jednak swojej przyszłości, nikt jej nie znał. Czując się bezpiecznie, pobiegła do wyjścia, pozostawiając za sobą garstkę szczęścia, która stopniała. Nieodwracalnie.
   Powoli umiera, aż zniknie i nie wróci. Już nigdy.
   Szczęście jest dla nielicznych. Jest ograniczone, i jeżeli nie skorzystamy z niego, zniknie i będziemy kolejnymi ofiarami bólu. Jest mało ludzi, którzy przechodzą przez swoje życie bez cierpienia. Tak już jest, męczeństwo jest częścią naszej historii. Głód, rozpacz, śmierć.. Dlatego, jeśli masz na twarzy uśmiech, zatrzymaj go na jak najdłużej, iż nie wiesz kiedy znów pojawi się on w Twoim życiu. 
   Wokół nich była niezręczna cisza, która nie często pojawiała się w ich domu. Popijał swoją kawę i co chwilę zerkał na swoją narzeczoną, która nie tknęła swojego jedzenia już od długiego czasu. Niepokoiło go to, bo zazwyczaj Martina się tak nie zachowywała. Jej wzrok był skierowany na okno w ich kuchni, lecz nic interesującego się tam nie znajdowało. Od dnia, w którym ona obudziła się w środku nocy i Jorge zastał ją płaczącą, nie mógł czuć się bezpiecznie. Bał się, że stan jego przyszłej żony może wpłynąć na zdrowie ich dziecka, a tego straszliwie nie chciał. Gdyby stracili ten owoc ich miłości, on by tego nie wytrzymał, a co dopiero ona. Przeszła przez wystarczającą ilość bólu, a on nie mógł żyć z wiedzą, że coś tak ważnego umarło na ich oczach. Gdy wspominał tamtą chwilę, gdy lekarz powiedział, że ciąża najbliższej dla niego osoby jest zagrożona, był bliski załamania. Coś musiało być zrobione, więc nie zwlekając wstał i podszedł do niej, ciekawy co się dzieje w jej głowie.
   - Martina.. - wyszeptał, a ona na niego spojrzała swoimi czekoladowymi oczami. Od razu w jego sercu pojawiła się iskierka ognia, która przyjemnie rozpaliła jego ciało. Chwycił jej zimną jak lód dłoń i przyłożył do swojego policzka, podczas gdy klękną przed swoją ukochaną. - Chcę wiedzieć co się dzieje. Skarbie, czy coś się stało? - spytał, patrząc jej głęboko w oczy. Poczuł jak jej dłoń zaczyna drżeć i jak powstrzymuje się od nagłego wybuchu płaczu.
   - Nie wiem.. Nie mam pojęcia.. To wszystko dla mnie za wiele... Ja.. - nie skończyła, bo przerwał jej Jorge, kładąc jeden palec na jej ustach, by pokazać jej, że nie musi się już tłumaczyć. Pochyliła się i pozwoliła mu, żeby ją mocno przytulił i nie puszczał. Zaczęła cicho łkać, nie powstrzymując tego uczucia, które spoczywało jej w sercu. Delikatnie głaskał jej włosy, próbował ją uspokoić, sprawić, żeby nie czuła już żadnego zagrożenia. Ona była jego wszystkim, jego słońcem, jego oczkiem w głowie, więc nie mógł jej zostawić. Nigdy. Była dla niego jak perła, wyjątkowa i niezwykła, była kimś więcej niż tylko kobietą z jego snów. Była jego natchnieniem, pasją, inspiracją, muzą. Jego serce biło dla niej, tylko dla niej.
   - Lepiej? - zadał pytanie, na co ona przytaknęła. Odsunęła się od niego i otarła swe łzy, pokazując najpiękniejszy uśmiech na świecie. Odwzajemnił ten gest tym samym, po czym delikatnie pocałował jej dłoń. - Jeżeli chcesz, mogę zostać z tobą w domu. Odpoczniemy trochę, a wieczorem pójdziemy do miasta na kolacje z naszą jubilatką, co ty na to? - zaproponował, próbując rozweselić swą narzeczoną. Chciał wszystko co najlepsze dla niej, mógł wykrzyczeć całemu światu, że ją kocha, mógł oddać za nią życie, wskoczyć za nią do ognia.
   - Nie, ale dziękuję, że tak się o mnie troszczysz. Poradzę sobie. Spotkamy się po moich lekcjach? - przybliżył się do niej i oparł swe czoło na jej. Czuł jej oddech, co sprawiło, że na jego ciele pojawił się niesamowicie przyjemny dreszcz. Nie dało się opisać jak bardzo Jorge się cieszył w tamtej chwili, iż sam nie wiedział co działo się działo w jego sercu. Połączył ich dłonie i nie mógł się uwierzyć w to, że zyskał miłość takiej nadzwyczajnej dziewczyny jaką była Martina.
   - Zawsze będę się o ciebie troszczył. Nie umiałbym inaczej. - zaśmiała się, a jego serce od razu zostało wypełnione radością. - Dobrze, choć ja tak bardzo nie chcę ciebie zostawiać.. - musnął jej malutki nos. Zaczęli chichotać i podnieśli się z dość dziwnej pozycji, nadal trzymając się za ręce. Martina wiedziała, że pomimo tego, że nie miała na nic siłę ani chęć, on zawsze mógł ją rozweselić, niezależnie w jakiej sytuacji się znajdowała. Znów zbliżyła się do jego twarzy, tym razem jeszcze bliżej niż przedtem. Nie mogła się zatrzymać, za bardzo go kochała, by się powstrzymać od dotknięcia jego ust. Z każdą sekundą była bliżej.
   Pocałunek.
   Jej ciało ogarnęło ciepło, w jego sercu pojawiło się nadzwyczajne uczucie. Nic nie mogło rozwalić tej niesamowitej chwili.
   Nic.
___________________________
Ale czy na pewno? xD
Witam Was w tą piękną niedziele, która została zniszczona przez mój głupi rozdział, przepraszam :/
Wiecie co?
Dziękuję wszystkim, że jesteście. <3
Dziś rozdział został dedykowany Nikoletcie i bardzo za to przepraszam, bo wiem, że przechodzi ona przez bardzo trudny okres. 
Ósemka? Zostawiam ją bez komentarza -.-
Nie mam pomysłu na notkę, więc już będę kończyć, ok? xd
A teraz ciao, lecę napisać wypracowanie na temat Marii Skłodowskiej-Curie xD

Nina Verdas ♥

sobota, 24 maja 2014

♥ Chapter 7 ♥

"Niektórzy z nas po prostu próbują przejść przez swoje życie
bez rozpadania się na tysiące kawałeczków."
Ten rozdział dedykuję Cheryl ♥ To coś jest dla Ciebie, Kućku.

"Kocham cię". Dwa słowa, które mogą zmienić tak dużo w życiu jakiegoś człowieka. Jest to cudowne, wiedzieć, że ktoś darzy cię takim pięknym uczuciem, jakim jest miłość. Świadomość, że ktoś cię kocha, jest niesamowita. Czujesz się wyjątkowo, jakbyś był jedyny w swoim rodzaju. 
Lecz niektórzy ludzie mówią te wszystkie pieszczotliwe słowa, mówią "kocham" i kłamią. Wykorzystują tą drugą osobę, dają jej niepotrzebną nadzieję, która nie powinna zostać użyta w taki okrutny sposób. Po co jednak oszukują kogoś, kto na to nie zasłużył? Czy myślą, że sprawienie komuś przykrości nie jest niczym wielkim? Czemu tak robią? Wydaję nam się, że robią to dla przyjemności, lecz prawda jest taka, że jest możliwość, iż stało się coś w przeszłości, co sprawiło, że nie mieli innego wyjścia...

   Westchnęła ponownie, wyraźnie pokazując, że chce, żeby ten dzień już minął. Kolejna przeprowadzka. Kolejny raz musiała się pożegnać z osobami, które dopiero co poznała. Dlaczego nie mogła się zatrzymać i zbudować swego życia w jednym miejscu? Jej rodzice ciągle zmieniali jej szkoły i nigdy nie wydawało jej się, że gdy próbowali się wytłumaczyć, nie mówili jej prawdy. Od dnia, w którym jej brat został ofiarą tragicznego wypadku w tamtym lesie, nic w jej życiu nie było takie same. Każdego ranka jej poduszka była mokra od jej gorzkich łez. Nikt o tym nie wiedział, nawet jej najbliższa przyjaciółka, która została w Madrycie po ich cudownych wakacjach spędzonych razem. Hiszpanka codziennie dzwoniła lub pisała do Martiny, lecz nie wiedziała, co się u niej działo każdego wieczora. Mercedes wiedziała o wypadku jej brata, ale nie wiedziała, jaki bardzo ważny był Alfredo w życiu jej przyjaciółki. Czasem była przygnębiona, z powodu, że Martina jest na drugim końcu świata i wiedziała, że dziewczyna ją potrzebuje, ale nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie wiedziała jednego; osoba, która jest jej najlepszą przyjaciółką, ma sekrety. Sekrety, o których wiedziała tylko jedna osoba, młoda kobieta, która nie zasłużyła na takie traktowanie, na te krzywdy, które wyrządził jej los. Nie chciała, by ktoś jej mówił, że to co robi jest złe, żeby ją powstrzymywał i pilnował. Chciała to przeżyć sama, w swoim własnym świecie. Jej rodzice widzieli, że cierpiała, ale nie wiedzieli jak jej pomóc. Co mieli zrobić? Za każdym razem, gdy prosili ją o normalną rozmowę, kończyło się to wrzaskami i zamykaniem się w pokoju na klucz. Martwili się o nią, mówili, że muszą się ciągle przeprowadzać, bo ich praca nie pozwala im zostanie w jednym miejscu. Podróżowali po całej Argentynie, raz pojechali na parę miesięcy Chile, a kiedy już ich córka miała siedemnaście lat, wrócili do miasta, w którym Martina się urodziła i wychowała. Przez dziesięć lat nie widziała Buenos Aires i gdy nareszcie ujrzała te wszystkie cudowne kolory dookoła niej, była zafascynowana. Zapomniała jak cudownie jest przebywać w dużym, aczkolwiek pięknym mieście. Poczuła się nareszcie jakby była w domu. Jej głowa od razu została wypełniona różnymi pomysłami i jej miłość do muzyki wróciła. Znów wzięła do ręki swoją ukochaną, lecz starą gitarę i zaczęła komponować. Jej pokój został przepełniony notkami i planami na kolejne piosenki. Teraz jednak musiała skończyć z tymi przyjemnościami, iż skończyły się wakacje. W powietrzu było czuć lekki wiaterek, który oznaczał zbliżającą się jesień. Wszyscy mieli coś do omówienia, każdy miał swoją własną wakacyjną historię. Czuła się, jakby była dziwna i inna, kimś, kto nie pojęcia o czym wszyscy mówią. Była obca, nie miała pojęcia jakie są fajne imprezy w tym tygodniu. Nie wiedziała, czy Samanta kupiła sobie obcasy, lub czy Luke umawia się teraz z Sandrą.
   Zmęczona, usiadła na twardej ławce, która była trochę wilgotna od nadchodzącej brzydkiej pogody. Wyjęła kawałek papieru z jej szerokiego, napchanego książkami plecaka. Przyjrzała się mu uważnie i przeczytała pierwsze zdanie. Wydawało jej się idealne, lecz nie znała melodii do nowo napisanej piosenki. Zastanowiła się przez chwilę i zanuciła sobie coś, co przyszło jej do głowy. Od razu zapisała parę nut i nagle przyszło do niej wszystko co potrzebowała, by skomponować nową piosenkę. Nie wiedziała skąd wzięła się w niej siła, by to wszystko stworzyć, lecz była zadowolona efektem końcowym. Nie tylko ona. Ktoś ją uważnie obserwował, patrzył na każdy jej ruch. Słuchał ją i czuł, że wszystko dookoła niego znika. Nie obchodziło go to, że ktoś pomyślał, że buja w obłokach. Zrobił pierwszy krok. Jego serce zaczęło szybciej bić. Im bliżej był tej dziewczyny, tym jeszcze bardziej czuł się, jakby miał zaraz przytulić nieznajomą. Nigdy jej nie puścić. Szczęście rozpierało go od środka, czuł się, jakby miał zaraz wybuchnąć. Kiedy z jej ust wydobyły się pierwsze słowa napisanej przez nią piosenkę, wiedział, że będzie ona kimś więcej niż tylko zwykłą znajomą ze szkoły. Zakochał się. Po raz pierwszym poznał piękną miłość, która niesamowicie kontrolowała jego ciało. Nie wiedział co robi. Nie zorientował się, że usiadł koło nowo poznanej dziewczynie i patrzył na jej ślicznie ułożone włosy.
  - Hej. - przywitał się. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy zobaczył, że zajęta dziewczyna podnosi swój wzrok. Popatrzyła na niego i na jej twarzy również pojawiło się szczęście, ale też zdziwienie. Nie spodziewała się, że ktoś będzie chciał z nią porozmawiać. Zwłaszcza ktoś, kto jest taki przystojny i wygląda, jakby nic go nie obchodziło co ona myśli. Myliła się. Bardzo go to obchodziło. Chciał wiedzieć o niej wszystko, chciał znać cały jej życiorys. Chciał jej pomóc, gdy ona potrzebowała wsparcia. Chciał ją widzieć każdego dnia i ciągle być obok niej. Miał nadzieję, że zostaną dobrymi przyjaciółmi, lub może, kimś więcej..
   - Cześć. - wyszeptała, budząc go z transu. Ich spojrzenia się spotkały i czuli się, jakby ich serca przez chwilę się zatrzymały. Nie czuli nic, prócz wielkiego uczucia między nimi. Jego oddech przyśpieszył i patrzył jak dziewczyna naprzeciwko niego chowa wyrwaną z notatnika kartkę. Dotknął jej dłoni, by ewidentnie  pokazać, żeby tego nie robiła. Zatrzymała się, wstrząśnięta ruchem chłopaka. Jego ciepło ją uspokoiło, jego dotyk rozpętał w niej niezwyczajną burze uczuć.
   - Zaśpiewasz mi ją? - spytał, ponieważ chciał znów usłyszeć tą piękną melodię i te idealne słowa. Ta piosenka była czymś więcej niż tylko słowami napisanymi na kartce. Wiedział, że w przyszłości będzie wspomniał ten moment, że to uczucie między nimi jest czymś nadzwyczajnym. Miał ochotę zbliżyć się do nowo poznanej dziewczyny i popatrzeć jej głęboko w oczy. Chciał poczuć jej delikatne włosy, dotknąć jej policzka i nigdy nie puścić jej ręki. Za każdym razem, gdy widział jej uśmiech, rodziło się w nim coś czego nigdy nie czuł. Pokiwała głową i bez pewności czy dobrze robi, zaśpiewała pierwsze zdanie, które napisała poprzedniego dnia. Przeszła zaraz po tym do następnego zdania. Jej głos z każdą sekundą stawał się silniejszy i z jeszcze większą euforią śpiewała każde słowo. Zamknęła oczy i dała się ponieść muzyce. Chciała, by ten moment trwał wiecznie. Była tak bardzo szczęśliwa, nareszcie mogła podzielić się swoją pasją z kimś innym. Nareszcie mogła się cieszyć i robić co chce.
   - Ser la letra en mi cancion... - skończyła, delikatnie podnosząc swoje powieki. Wiedziała, że coś jej brakuje, by jej piosenka została zakończona. Lecz ostatnie zdanie tej piosenki nie znajdowało się na kartce i Martina cały czas zastanawiała się, jakie ono może być. Miała kompletną pustkę w głowie. Nic do niej nie przychodziło, mimo, że bardzo się starała. Chciała, by koniec tej piosenki był niesamowity, lecz tylko tego zdania nie umiała napisać.
   - Y tallarme en tu voz... - usłyszała jego niezwykły głos. Popatrzyła raz jeszcze na jego twarz, na jego cudowne usta i na jego piękne oczy. Chciała go mieć tylko dla siebie, zatrzymać go i nigdy nie puścić. Znali się zaledwie parę minut, a już wierzyła, że są dla siebie stworzeni. Było to trochę zwariowane, lecz jej serce podpowiadało jej, że ten chłopak nie był kimś zwykłym. Właśnie tego jej brakowało, kogoś, kto by ją rozumiał bez żadnych zbędnych słów. Ktoś, kto po takiej krótkiej znajomości tak bardzo się z nią związał i ją rozumiał. Ktoś, kto zamienił tylko z parę słów, a wiedział dokładnie co chciała osiągnąć przez tą piosenkę. Chciała wyraźnie pokazać, że jest sobą i nic tego nie zmieni.
   Nie mogła w to uwierzyć. Szczęście dopadło ją w najmniej oczekiwanym momencie, w chwili, gdy traciła już wszelkie nadzieję. Kiedy jej światło w tunelu znikało, gdy chciała się już poddać. Nie miała ochoty nadal próbować, ale teraz miała jakiś powód. Miała jego.
   - Podemos. - wyszeptali razem tytuł nowej piosenki. Ta piosenka połączyła ich dusze i pomogła im znaleźć odpowiedź na pytanie, które pojawiało się w ich głowie przez bardzo długi czas. ,,Czy jest ktoś na tym świecie, kto mnie rozumie?". Nie wiedzieli, czy kiedykolwiek znajdą swoje bratnie dusze i będą szczęśliwi z kimkolwiek. Jednak wreszcie na ich twarzach pojawił się prawdziwy uśmiech i mogli się cieszyć chwilą, nie zważając na to co się wydarzyło i na to co się może wydarzyć. Liczył się tylko ten jeden moment. Nic więcej. Chcieli, żeby trwał on na zawsze. Nie mieli ochoty nic ukrywać ani nigdzie iść. Byli tacy podobni. Czuli, że nic ich nie rozdzieli. Że będą razem do końca. Że pomimo tych trudności przez które będą musieli przejść, wszystko się w końcu ułoży. Ich miłość przetrwa, a wszystko co będzie chciało ich rozwalić zniknie. Nic nie będzie w stanie zniszczyć tego uczucia między nimi. Ale czy na pewno?..

   - Ruggero Pasquarelli, jeżeli się nie mylę? - spytała, jej głos cichy a oddech nierówny. Nie miała pojęcia co się z nią dzieję. Przy ich pierwszym spotkaniu nie czuła się tak.. Nadzwyczajnie? Niesamowicie? Nie było wyjaśnienia, czemu się tak zachowywała. Mercedes była zawsze pewną siebie kobietą, która wiedziała czego chciała, ale tym razem nie miała pojęcia co powiedzieć ani co zrobić. Patrzyła na mężczyznę, który swoimi cudownymi brązowymi oczami obserwował jej twarz i każdy jej ruch.
   - Tak. W jakiej sprawie pani do mnie przychodzi? - w jego głosie było słychać nutkę zdziwienia. Czemu ktokolwiek chciałby do niego przyjść? Znajomi z pracy go ignorowali, a nie znał nikogo innego niż tych wrednych ludzi, którzy razem z nim chodzili do pracy i spędzali wiele godzin w tygodniu z nim w tym wielkim budynku. Nikt nie miał z nim nic do czynienia.
   - Wywiad. - rzuciła krótko a on pokiwał głową. Chciał pokazać, że wszystko rozumie, choć prawda była zupełnie inna. Skąd w ogóle przyszedł komuś do głowy pomysł, by przeprowadzić wywiad z nim? Przecież nic nie robił wyjątkowego. Spełniał tylko swoje obowiązki i próbował po prostu żyć bez żadnych nieporozumień. Wskazał jej ręką, by usiadła i posłał jej kolejny szczery uśmiech. Odwzajemniła ten gest i podeszła do krzesła niedaleko miejsca, gdzie właśnie stała. Powoli spoczęła na miękkim przedmiocie i rozejrzała się dookoła. Ujrzała różnych zaciekawionych ludzi, którzy od razu gdy zobaczyli jej podejrzliwy wzrok opuścili swoje głowy i wrócili do poprzedniego zajęcia.
   - Z czym chce pani zacząć? - zadał pytanie, sprawiając, że kobieta się odwróciła i spojrzała na niego. Mercedes wyjęła ze swojej skórzanej torby stos papierów i zanim się zorientowała, parę z nich wyleciało z jej ręki. Powoli leciały w stronę podłogi, a wiaterek lekko kołysał nimi. Ruggero wyciągnął swoją rękę, by podnieść rozrzucone kartki i podał je Hiszpance. Podziękowała mu i swoją trzęsącą rękę szybko sięgnęła po swoje dokumenty. Unikała jego wzroku, a gdy złapał jej nadgarstek, wbiła swój wzrok w podłogę. Przełknęła ślinę i czekała aż coś się stanie. Nie chciała nic robić, iż bała się, że popełni błąd. Pogładził jej zimną dłoń swoimi ciepłymi palcami i oddał jej to co należało do niej.
   - Pierwsze pytanie, poproszę. - wyjąkał.
   - Dobrze. - odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Co czuła? Coś innego niż zazwyczaj. Coś, co sprawiało, że nie mogła mieć poważny wyraz twarzy przez dłużej niż parę minut. Coś, co uginało jej kolana gdy stała. Co to było?
   Miłość. 

_________________________________
A dzisiaj tak nudno, praktycznie nic...
Macie romantyczną scenę Jortini? Macie. 
Macie Ruchi? Macie. Więc cieszcie się jak najwięcej, bo już niedługo to wszystko runie! Muahaha!
Tak, tak, śmieję się, ale nie czuję się dzisiaj jakbym miała się nawet uśmiechać. Czemu? Niektórzy wiedzą, lecz nie będę się tym za bardzo przygnębiać..
Ten rozdział był dla mojego Kućka, którego kocham całym moim serduszkiem <3 Mam nadzieję, że to czytasz Karolinko ^^ Możesz teraz płakać, że dedykowałam Ci takie badziewie :/
Coś jeszcze? 
Ach, tak :D Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jestem głupia, tak wiem ^^
Nie warto było... xD 
Proszę, przeczytajcie mój OS, bo napracowałam się nad nim i chciałabym znać Wasze opinie xD Albo nie! Jest beznadziejny, więc ostrzegam zanim cokolwiek zrobicie! 
Ej, zapomnieliście o mnie? Bo tak długo mnie nie było.. Ugh.. Mam jednak nadzieję, że zostaniecie <3

Nina Verdas ♥

sobota, 10 maja 2014

OS | ♥ Nie jestem idealna, ale ciągle się staram... ♥

Czy naprawdę chcesz, żeby strach zapanował nad Twoim życiem?
Przez całe swe życie budujemy wieże z kart. Kart losu, które reprezentują nasze relacje i przeżycia. Naszych przyjaciół, naszą rodzinę i naszą miłość. To, przez co przeszliśmy i czego się nauczyliśmy. Im jesteśmy starsi, tym nasza wieża staje się wyższa. Ta wież to całe nasze życie, ułożone i posegregowane. Ale wystarczy jeden czyn, jeden gest, jedno słowo, żeby zwalić tą wieże. Żeby rozsypała się na tysiące kawałeczków, aż nie mamy nic. Wszystkie karty się zwaliły, cała nadzieja zniknęła. Nasze relacje umarły, nasze przygody zostały zniszczone. 
Dochodzi wreszcie do tego, że nie umiemy odbudować swojej wieży, nie umiemy znaleźć odpowiednich kart. Nie umiemy nikomu zaufać, bo zostaliśmy zranieni i nie chcemy znowu ryzykować. Mamy nadzieję, że poradzimy sobie sami, bez tej wieży. 
Ale niestety dociera do tego, że umieramy. Samotni, bez żadnej osoby, która będzie za nami płakać, nie będzie za nami tęsknić. 
Cały świat o nas zapomina.

Odszedł.
Zostawił ją, chorą i bezradną. Nie usłyszała żadnego "Żegnaj", on po prostu znikną z jej życia, nie pokazując żadnego żalu, współczucia ani nawet troski. A byli tak blisko siebie...
Jednak każdego dnia miała nadzieję, że kiedyś znów zobaczy swojego ukochanego. Że kiedyś znów ujrzy jego oczy. Tylko nadzieja jej pozostała, wszystko inne się rozsypało na tysiące kawałeczków. Jeszcze miała malutki promyk szansy na lepsze jutro. Każdego dnia się modliła. Wiedziała, że gdzieś na tym okrutnym świecie żyje Ruggero i nadal ją kocha. Nadal darzy ją tym pięknym uczuciem, czym jest miłość. Chociaż jest tchórzem, idiotą i oszustem, ona i tak chciała go zobaczyć, przytulić, pocałować. Gdyby przekroczył próg tego wielkiego budynku w którym się znajdowała, wzięłaby jego rękę i powiedziałaby, że mu przebacza. Nie pozwoliłaby sobie znów go stracić. Jej miłość do niego była zbyt silna. Nie umiałaby żyć z wiedzą, że kolejny raz szansa na szczęście przeminęła jej przed nosem.
 Ale nie przychodził. Nie słyszała ani jednego słowa od niego, żadnej wiadomości. Traciła swoją cenną nadzieję, która ją trzymała przy życiu. Każdy dzień był dla niej udręką. A te dni zamieniały się w tygodnie, pełne bólu i cierpienia, a w końcu w okropne i ciężkie miesiące izolacji.
A jego nadal nie było.
Nadal nie przychodził. Nadal nie czuła zapachu jego pięknych perfum, których używał każdego ranka zaraz po tym jak się przygotował do wyjścia lub do kolejnego zwykłego dnia. Zawsze używał tych, których uwielbiała i od których uzależniła się. On był jej narkotykiem, a ona myślała, że jest on ósmym cudem świata. Wielbiła go i uważała, że on myśli tak samo o niej. Cały czas próbowała przekonać samą siebie, że ją kochał, kocha i zawsze będzie kochać.
~;~
Siedziała na swoim zimnym łóżku i patrzyła bezsensownie na brudny sufit, który wyglądał jakby nie malowano go od milionów lat. Odłamki zniszczonej ściany spadały na podłogę. Na jej twarzy nie było żadnego uczucia; nie cieszyła się, nie smuciła, nie martwiła, nie gniewała. Wiedziała co miało nastąpić, ale nie chciała nic z tym począć. Chciała po prostu przejść przez ten dzień mimo tego, że mnóstwo strasznych rzeczy miało się dziać przez te długie i koszmarne godziny.
Po chwili usłyszała kroki. Z każdym stukotem obcasów tej wrednej kobiety jej oddech był coraz głośniejszy a jej serce waliło jak młot. Rozejrzała się dookoła siebie, jakby szukała jakiegoś wyjścia. Jakby chciała wyskoczyć z jakiegoś małego okienka na ścianie, uciec z tamtego okropnego miejsca i biec tam, gdzie by ją zaakceptowali i zaopiekowaliby się ją. Wyleczyliby ją i gdyby znowu zachorowała, nie zostawiliby ją. Kochaliby ją tak, jak ona chciała, a nie tak, jak oni chcą. Nie wykorzystywaliby ją. Nie raniliby ją. Byliby wierni i zachowywali by się jak prawdziwi przyjaciele.
- Terapia czeka, panno Lambre. - usłyszała jej słodziutki a zarazem przerażający głosik. Nienawidziła tych słów. Oznaczały tylko jedno: znów będę ją truć. Znów będą dawać jej ten lek, który miał zabić tą okropną chorobę, która była w środku niej, ale w tym samym czasie zabijali ją, małą i bezbronną kobietę, która nic nie zrobiła złego w życiu, a czuła się jakby karali ją za popełniony przez nią błąd. Czuła się jakby wszyscy myśleli, że to ona jest winna, więc ją zostawili na pastwę losu. Jakby nikt nie myślał, że ona też ma uczucia, że też czuje ból, straszny ból w głębi jej serca, który opanował całe jej ciało i nie mógł być zatrzymany żaden sposób. W jej ciele była ogromna dziura, która nie mogła być wypełniona przez nic. Która z każdą chwilą była większa. Która była jak jej choroba, bolesna i kolosalna. Pomimo tego, że za jakiś czas musiała iść z pielęgniarką do lekarza, który na szczęście nie był taki straszny jak ta śliczna paniusia, która uważała się za królową świata, położyła się na swoim skrzypiącym łóżku. Lekki wiaterek powiał do pomieszczenia w którym się znajdowała i spodziewała się, że jej włosy powieją w każdy kierunek, ale zapomniała, że nie ani jednego włosa na swojej głowie. To był kolejny powód, dlaczego była tak strasznie przygnębiona. Kiedyś wszyscy chcieli mieć takie piękne włosy jak ona. Teraz nie mieli jej co zazdrościć. A ona chciała wreszcie znów poczuć swoje włosy. Znów chciała popatrzyć w lustro, ujrzeć swoje blond loki, które kiedyś starannie czesała i podziwiała. Teraz to były tylko wspomnienia. Wydawało się to niemożliwe, żeby jej włosy znowu odrosły.
- Jesteś gotowa? - głupie pytanie. Cholernie głupie. Oczywiście, że nie jestem gotowa!, pomyślała Mercedes. Nie chcę tego lekarstwa! Zostawcie mnie w spokoju! Już chyba wolę umrzeć, niż walczyć z tym rakiem!
 Na samą myśl o tej terapii, chciała wymiotować. Chciała krzyczeć. A ta pielęgniarka? Czy ona w ogóle wiedziała co ona czuje i myśli? Nie, nic nie wiedziała. Miała ochotę wyrwać jej te wszystkie przecudowne włosy i zmyć z jej twarzy ten jej śliczny makijaż. Ona miała wszystko. Pracę, piękny wygląd i ludzi, którzy ją wielbili. Mercedes mogła tylko marzyć o takim cudnym życiu. Za każdym razem jak na nią patrzyła, zazdrościła jej wszystkiego. Ela miała zgrabną figurę, a ona, od tej potwornej choroby była chuda jak patyk. Gdyby miała więcej siły i chęci, na pewno by już walnęła tą piękną kobietę, bo Lambre kiedyś była silną i zdeterminowaną dziewczyną, która zawsze postawiała na swoim.
Właśnie taką ją pokochał Ruggero. Niezależną. Odważną. Inną niż wszyscy. Uwielbiał jej entuzjazm w podejściu do życia. Stracił głowę dla dziewczyny, która kochała śpiewać, tańczyć i się śmiać. Więc już nie zaakceptował jej takiej jaka była, gdy chorowała. Przerosło go to, że każdego dnia widziałby jak ona cierpi. Był zbyt wielkim tchórzem, żeby z nią zostać. Żeby ją wspierać i żeby ją kochać.
~;~
Ciemność. Dookoła niej była tylko ciemność, nic więcej, a to ją przerażało. Pomimo potwornie później godziny, ona nie mogła zasnąć, ani nawet zamknąć swoich oczu. Nic nie mogła zrobić, ponieważ ból rozpierał jej całe ciało i czuła się jakby miała umrzeć. Jakby powoli odchodziła z tamtego okrutnego świata i z każdym momentem stawała się słabsza i jeszcze bardziej zraniona przez każdego człowieka, którego kiedykolwiek spotkała. Gdyby ktoś ją zapytał, jak się czuje, ona by nie odpowiedziała. Każdy normalny człowiek zauważyłby, w jakim ciężkim stanie jest ta kobieta. Nieliczni by jej pomogli, ale większość ludzi powiedzieliby coś w stylu, "Wszystko będzie dobrze". A może choć raz postawili by się na jej miejscu? Może choć raz by pomyśleli, jak ona się czuje? Czy kiedyś pomyślą, "Mmm.. Może ulitujemy się nad nią? Przecież tak bardzo cierpi". A nawet jeśli tak się zastanowią, czy to w ogóle coś zmieni? Przecież nadal będą się gapić w swój idiotyczny telewizor i będą myśleć, "O jacy biedni ludzie. Muszą mieć bardzo trudny okres", a potem pójdą dalej, nie myśląc o tym ponownie. Nie zrobią nic, żeby pomóc ludziom, którzy naprawdę potrzebują wsparcia. Nie pomyślą, że to oni mają prawdziwy problem, bardziej poważny i ciężki?
Przez długi czas próbowała wybić te przerażające, lecz realne myśli ze swojej głowy. Miała już dość, nie chciała już przygnębiać siebie jeszcze bardziej. Wystarczająco się nacierpiała tego dnia. Nie chciała już więcej wspominać, nie chciała już więcej przechodzić przez te katusze. Ile jeszcze miała mieć w środku tą chorobę? Ile jeszcze? Parę miesięcy, parę lat, a może do końca swego marnego życia..? Może rozstałaby się z życiem przez tego raka, którego miała w sobie? Czasami marzyła o śmierci, lecz tak naprawdę to chciała wstać, zdrowa i silna, pójść gdzie chciała i żyć normalnym życiem. Tylko tego chciała. Chciała być po prostu jedną z wielu ludzi na tamtym świecie, którzy żyją bez żadnych nieporozumień. Nie chciała być tym rodzajem człowieka, który się poddaje bez żadnej walki. Nie chciała codziennie pogrążać się w tej depresji, która przyszła tak bardzo nieoczekiwanie, że nie miała czasu się nie załamać. Ale była taka młoda. Dlaczego ona? Przecież miała całe swoje życie przed sobą. Mogła poczynić cokolwiek, założyć rodzinę, zrobić karierę, albo przynajmniej nauczyć się żyć. Rodzina jej nie chciała, jej chłopak ją zostawił, a przyjaciele.. Nic o nich nie wiedziała. Kiedy próbowała do nich dzwonić, oni nie odbierali. Zapomniała ich adresów. Kiedy do nich pisała, oni nie odpisywali. Nie miała z nimi żadnego kontaktu i wydawało jej się, jakby po prostu zniknęli bez żadnego wytłumaczenia. A przecież musiał być jakiś powód dlaczego odeszli? Tak, ale tylko jeden sensowne usprawiedliwienie było, że po prostu nie chcieli się nią zajmować..  
Żeby przestać o tym myśleć, pomyślała o wcześniej powiedzianych słowach swojego lekarza. Wydawało jej się, że możliwe jest to, że on wie przez co przechodzi jego pacjentka, ale nigdy nie można być pewnym, nieprawdaż? Może on też każdego dnia zakłada swoją maskę i udaje, że się przejmuje tym, co ona czuje?
 Czy kiedyś będzie mogła komukolwiek znowu ufać? Jeśli nie umie zaufać zwykłemu człowiekowi, który ratuje ludziom życie? Została tak bardzo zraniona, że wydaje się to niemożliwe.. Ale próbowała przez chwilę wierzyć, że choć jedna osoba rozumie, przez co Mercedes Lambre przechodzi. "- Jutro spotkasz Damien'a, który również walczy z rakiem. Przez ostatnie parę dni obserwowaliśmy panią i doszliśmy do wniosku, że przydałoby się pani jakieś towarzystwo". Nie wiedziała co miała o tym myśleć. Przecież to świetna okazja, żeby spotkać kogoś nowego. Ale jeśli on też będzie takim oszustem, jak wszyscy inni..? Co jeśli będzie ją nienawidził, albo, co gorsza, będzie udawał, że ją lubi..? Tak właśnie myślała Mercedes. Od czasu gdy ją ktoś skrzywdził, zawsze widziała zło w kimś, kogo nawet nie znała. Ale jak miała znów powiedzieć komuś, że mu ufa? Dla niej to było prawie niemożliwe. Nie mogła. Ale czy ktoś to zmieni?

~;~

Za każdym razem, gdy słyszała obijające się o szybę krople deszczu, wiedziała, że będzie burza. Na niebie zbierało się jeszcze więcej chmur i niedługo spotkałyby się, by uformować pioruny, które w grudniu pojawiały się bardzo często. Paryż był miastem, w którym często były widziane chmury i grad, ale tego dnia było jeszcze gorzej niż kiedykolwiek. W powietrzu było czuć nieprzyjemny klimat i było zimno, strasznie zimno. A w niebie nie było widać ani jednego płatka śniegu, a miasto, które wydawało się dla nielicznych przepiękne, traciło swój urok i stawało się coraz bardzie szare. Ona, choć okryła siebie dwoma kocami i siedziała przed płomieniami ognia w kominie, owinęła siebie w kłębek i czekała, aż będzie jej ciepło. Musiała co chwilę pić swoją herbatę i robić sobie kolejną, bo tylko to ją ogrzewało. Smak gorzkiej herbaty rozsadzał jej podniebienie, a przez cukier, który rozpłynął się w jej napoju, czuła jak ciepły dreszczyk przechodzi przez jej ciało. Nie chciało jej się wstawać, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Z niechęcią podniosła swoje małe ciało ze swojej białej kanapy i potykając sie o swoje własne nogi, powoli podeszła do wejścia do swojego mieszkania. Drżąc z zimna, spojrzała przez wizjer na osobę po drugiej stronie drzwi. Ujrzała człowieka w jej wieku, który czekał cierpliwie, obserwując każdy skrawek budynku dookoła niego. Postanowiła zaryzykować i otworzyć drzwi nieznajomemu. Uchyliła swoje stare drzwi i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć lub zrobić, usłyszała jego melodyjny głos.
- Mercedes? - spytał, widząc przed sobą piękną kobietę, która podniosła swój wzrok i spojrzała na niego. Nie miała włosów, lecz bez nich i tak wyglądała olśniewająco. Widać było, że w ogóle nie przygotowała się do tego spotkania, ponieważ na jej twarzy nie żadnego makijażu. Ale wyglądała ślicznie, naturalnie i jak anioł w czystej bluzie i podartych dżinsach. Jej czekoladowe oczy błyszczały, lecz nie uśmiechała się. Uważnie obejrzała jego twarz i powoli kiwnęła głową. Po chwili wskazała mu, żeby wszedł do jej salonu. Z wahaniem przekroczył próg mieszkania kobiety, którą uważał za niesamowitą. Prawie ją nie znał, lecz czuł coś niezwykłego kiedy ją zobaczył. To było uczucie, które jeszcze nigdy nie doświadczył w swoim życiu. Nie wiedział co miał o tym myśleć, przecież to było absurdalne, niedorzeczne, przepiękne... Skierował się w kierunku wcześniej wspomnianego pokoju i bez pośpiechu usiadł na kanapie znajdującej się tam. Obserwował jak ona, speszona, siada koło niego na miękkim przedmiocie. Przez krótki czas nie umieli wydusić z siebie słowa.
- Mam na imię Damien. Damien Lauretta. - zaczął, patrząc na jej bladą twarz - Od paru miesięcy choruję na raka, ale próbuję być optymistą. Wierzę, że kiedyś będę zdrowy i zacznę swoje życie od początku. Chociaż czasami są takie momenty, w których dopada mnie depresja, nie poddaję się. Według mnie życie to najcudowniejszy dar na świecie, chociaż czasem daje nam w kość. Dowiedziałem się, że jesteś bardzo cicha, więc nie musisz nic mówić. Poza tym, zapomnij o tym, co właśnie powiedziałem. To było strasznie głupie, przepraszam. - dodał, opuszczając swoją głowę. Myślał, że ona zaraz zacznie się śmiać, ale stało się coś zupełnie innego. Wzruszyły ją jego słowa, więc delikatnie dotknęła jego zimne dłonie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery i prawdziwy, jedyny taki od bardzo długiego czasu. Podniósł swój wzrok i spojrzał głęboko w jej oczy. Przez chwilę czuła, jak cały ten ból dookoła niej znika. To było magiczne. Tylko on, ona i wielkie uczucie w środku nich. Niestety wróciły do niej te okrutne wspomnienia, które zniszczyły tą chwilę. Odsunęła się i odkrząknęła.
- To co powiedziałeś... To było idealne. Chciałabym się tak czuć. Jesteś wzorem do naśladowania. Te słowa były takie prawdziwe.. Nie masz się za co wstydzić. Powinieneś być dumny z siebie. A więc, jestem Mercedes Lambre, twoja nowa przyjaciółka. - zaśmiała się razem z nim. - Wszyscy mnie zostawili. Mój chłopak odszedł, a moi przyjaciele mnie zostawili. Moja rodzina.. - nie mogła kontynuować. - Przepraszam.
- Nie martw się. - odparł, podnosząc jej podbródek. Przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz, a jej zniszczone serce zaczęło bić szybciej. Damien jest czarodziejem, pomyślała. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, na co zareagował tym samym.
Rozmawiali przez długi czas, a gdy nadeszła chwila pożegnania, rozstali się z nadzieją, że jeszcze się spotkają. Gdy już powiedziała "Do zobaczenia", swojemu nowemu przyjacielu, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Westchnęła, bo była zmęczona, ale też cieszyła się z wydarzenia, które nastąpiło tego dnia. Przekonała się, że może komuś zaufać. Nareszcie.
Momentalnie uśmiech zniknął z jej twarzy. Co jeśli Damien nie czuje tego samego, co ona..? Co jeśli ją.. oszukuje..? Mercedes była coraz bliżej rozpłakania się. Dlaczego?! Dlaczego nie może nawet jemu zaufać?! Damien jest dobrym człowiekiem. Z tą myślą powoli zamknęła swoje powieki i ostatni dźwięk, który usłyszała to były krople deszczu, obijające się o jej szybę...

~;~

- Mamy dobre wieści, panno Lambre.
 Podniosła się i spojrzała na swojego lekarza. Był pełen szczęścia, jakby przytrafiło mu się coś niesamowitego. Na jego pomarszczonej, lecz przyjaznej twarzy znajdował się uśmiech, prawie za duży dla jego twarzy. Mercedes nigdy nie widziała go w takim nastroju. To było ciekawe, ale ekscytujące. Niecierpliwie czekała, aż mężczyzna jej opowie o tych nowinach. Zmieniła swoją pozycję i teraz siedziała na krawędzi swojego łóżka. Chciała wykrzyknąć, żeby jej powiedział co ma powiedzenia. Każda sekunda była dla niej udręką, chciała wreszcie znać wieści, które on już znał. 
- Od wielu miesięcy próbujemy panią wyleczyć, lecz bez żadnych skutków. - zaczął, patrząc na swoją pacjentkę. - Lecz ostatnie wyniki wskazują na to, że już prawie zabiliśmy tego raka! Jest pani już prawie w pełni zdrowa. Będzie pani musiała spędzić trochę czasu na słońcu, ale nie będzie to niełatwe, przecież jest maj. Mogę z dumą stwierdzić, że już niedługo będzie pani zdrowa jak ryba. - odparł, a uśmiech na jego twarzy był jeszcze większy.
Nie mogła w to uwierzyć. Wreszcie była wyleczona. Przeszła przez tyle okropnych rzeczy, a wreszcie się udało. Patrzyła na uradowanego mężczyznę i jak zmierza w kierunku drzwi. A więc jednak był kimś dobrym.
- Dziękuje - wykrzyknęła, żeby jej lekarz ją usłyszał. Tylko to umiała powiedzieć. Odwrócił się i kiwnął głową, rozumiejąc. Potem zniknął, zapewne idąc do jakiegoś innego pacjenta.
Wyjęła swoją komórkę i wybrała numer Damien'a. Tylko on mógł ja zrozumieć. Byli tak dobrymi przyjaciółmi, że gdy Damien został uzdrowiony, cieszyli jak wariaci. Po chwili jej przyjaciel odebrał i z wielkim entuzjazmem, opowiedziała mu całą historię. Była tak podekscytowana, że nie mogła mówić wyraźnie, więc umówili się u niej domu, żeby umówić wszystkie sprawy dotyczące tego, co się wydarzyło tego dnia.

Stanęła przed swoim mieszkaniem. Wyjęła swój klucz i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła jego silne ramiona dookoła jej talii. Damien podniósł ją i zakręcił nią wokoło. Zaczęli się śmiać i przytulać, bo radość była w nich i nic nie zatrzymałoby ich. Oprócz jednej osoby.
Weszli razem do środka i Mercedes zaczęła opowiadać całą historię Damien'owi. Słuchał, zainteresowany i z każdym słowem na jego twarzy pojawiał się jeszcze szerszy uśmiech. Nie czuł się tak od czasu, gdy sam wyzdrowiał, a może nawet lepiej. Gdy jego przyjaciółka skończyła swoją historię, dotknął jej dłoni. Przez chwilę stali tam, patrząc na siebie z radością. Po chwili Mercedes przytuliła najmocniej jak mogła Damien'a i wiedziała, że liczy się tylko tu i teraz. Od teraz, pomyślała, nie będę żyć przeszłością. Czas pójść naprzód. Mam Damien'a i on jest moim jedynym potrzebnym szczęściem.
Puściła go i oplatała swoje ręce wokół swego przyjaciela. Była tak blisko niego. Ich czoła prawie stykały się ze sobą. Czuli motylki w swoich brzuchach. Zaczęło im się robić dziwnie gorąco, a jej oddech był jeszcze bardziej gwałtowny. W jej głowie była tylko jedna myśl: Pocałuj go...
Niestety, coś musiało im przerwać. Dzwonek do drzwi uświadomił im w jakiej niezręcznej pozycji są. Mercedes puściła swojego przyjaciela, a Damien przeprosił ją i skierował się w stronę łazienki. Wyszła ze swojej kuchni i przycisnęła klamkę do drzwi. Wyjrzała zza drzwi i to, co zobaczyła, zaskoczyło ją najbardziej z wszystkich wydarzeń z tego dnia.
- Ruggero. - szepnęła, próbując nie się nie rozpłakać.
Wszystkie te wspomnienia...
Jedna wielka dziura..
Przeszłość, która już nigdy nie miała się znowu wydarzyć...
Była bliska płaczu. Patrzyła na Pasquarelli'ego i nie mogła uwierzyć, że wreszcie jej dawna miłość wróciła. Za późno.
Nie wiedziała co robić. Opieprzyć go za to, że ją zostawił? Cieszyć się i przyjąć go z otwartymi ramionami? Wysłuchać go i zrozumieć jego sytuacje? Wszystkie te możliwości tkwiły w jej głowie.
- Mercedes.. - w jego oczach również widziała łzy. - Nie mogę w to uwierzyć.. Kochanie.. Tak bardzo tęskniłem.. - to ją strasznie zraniło. Jak mógł tak mówić?
- Ja jeszcze bardziej - odparła stanowczym głosem. - Czy ty wiesz, przez co przechodziłam? Ruggero, czy wiesz jak bardzo cierpiałam, gdy ciebie nie było?! - próbował się tłumaczyć, lecz ona mu przerwała. - Nie odpowiadaj. Nic nie mów. Tym razem, to ja zabiorę głos. Każdego dnia, modliłam się, żebyś wrócił. Żebyś dał choć jedną odznakę życia! A co dostałam w zamian..?  Nic.. Ani jednego, cholernego słowa. Nie wiem czy tego spodziewałeś, ale ja nie wiedziałam, że to powiem. Pomimo tych katuszy, przez które musiałam przechodzić przez twoją głupotę, wybaczam ci. - pochylił się by ją przytulić, lecz ona się odsunęła i nadal nie umiała patrzyć mu prosto w oczy. - Ale to nie znaczy, że będzie tak samo jak kiedyś. Nie umiałabym ci znów zaufać. Ta więź, która nas łączyła, zniknęła. Przepraszam, ale nie wrócę do ciebie.
- Dziękuje. Rozumiem ciebie i szanuję twoją decyzje. Przepraszam.. - odwrócił się, lecz złapała jego nadgarstek i pociągnęła go w swoją stronę.
- Ale to nie znaczy, że zapomnę o tobie. Nigdy. Nigdy nie zapomnę tych naszych wspólnych chwil. Życzę ci wszystkiego dobrego i żebyś pokochał kogoś, kto na to zasługuje. To co się stało nauczyło nas czegoś. Nie byliśmy stworzeni dla siebie, ale to nie szkodzi. Idziemy po innych drogach, ale właśnie o to chodzi. Spotkaliśmy się, nauczyliśmy się czegoś i teraz będziemy żyć nie popełniających tych samych błędów. Obiecaj mi coś, Ruggero. Nigdy nie zapomnij o mnie. Pamiętaj mnie. - skończyła, a Włoch pokiwał swoją głową.
Objęła go swoim ramieniem, a po chwili poczuła jak łza spływa po jej policzku. Nie mogła tego powstrzymać. Odsunęła się od niego i pogłaskał ją po policzku.
- Obiecuję. Nigdy nie zapomnę. - i odszedł. Po raz ostatni. Ale tym razem z wiedzą, że ona nadal go kocha i będzie szczęśliwa. To mu wystarczyło, bo wiedział, że będzie wolny. Z wiedzą, że osoba, którą kocha mu wybaczyła.
- Kocham ciebie - powiedział, zanim wszedł do windy, żeby zacząć nowe życie.
Zanim jednak znikną na zawsze, usłyszał ciche:
- Ja ciebie też.

_____________________________________________
Tadam! A więc, takie są fakty:
1. Cheryl chce mnie zabić xd
2. Nie mam pojęcia jaki ma związek tytuł z OS'em xd
3. Właśnie zniszczyłam Wam Ruchi (ale na szczęście nie w opowiadaniu tylko w OS'ie xDD Gdyby było na odwrót, chyba byście mnie zamordowali xD).
4. Klikajcie TUTAJ <333
5. Wprowadziłam kilka zmian wyglądu na blogu. Wygląda lepiej, czy gorzej? ^^
Wielkie brawa dla moich dziewczyn <3 
W szczególności dla Patrycji, bo gdyby nie zorganizowała tego konkursu nie byłoby tego OS'a (a może i lepiej by było gdyby nie byłoby go..). 
Cheryl chce mnie zabić, ale jest C U D O W N A, więc jej wszystko przebaczę :D 
Natalciu... <3 Ty mnie wspierałaś, a ja Ciebie nie. No, jaka ze mnie przyjaciółka?? Wybacz mi..
To są przeprosiny za taką długą rozłąkę, ale nie są najlepsze ;c Przepraszam..
To już wszystko ;D Aha, i jeszcze dziękuje za tyle wyświetleń i komentarzy... :D Jesteście najlepsi!

Wasza,
Nina Verdas