sobota, 24 maja 2014

♥ Chapter 7 ♥

"Niektórzy z nas po prostu próbują przejść przez swoje życie
bez rozpadania się na tysiące kawałeczków."
Ten rozdział dedykuję Cheryl ♥ To coś jest dla Ciebie, Kućku.

"Kocham cię". Dwa słowa, które mogą zmienić tak dużo w życiu jakiegoś człowieka. Jest to cudowne, wiedzieć, że ktoś darzy cię takim pięknym uczuciem, jakim jest miłość. Świadomość, że ktoś cię kocha, jest niesamowita. Czujesz się wyjątkowo, jakbyś był jedyny w swoim rodzaju. 
Lecz niektórzy ludzie mówią te wszystkie pieszczotliwe słowa, mówią "kocham" i kłamią. Wykorzystują tą drugą osobę, dają jej niepotrzebną nadzieję, która nie powinna zostać użyta w taki okrutny sposób. Po co jednak oszukują kogoś, kto na to nie zasłużył? Czy myślą, że sprawienie komuś przykrości nie jest niczym wielkim? Czemu tak robią? Wydaję nam się, że robią to dla przyjemności, lecz prawda jest taka, że jest możliwość, iż stało się coś w przeszłości, co sprawiło, że nie mieli innego wyjścia...

   Westchnęła ponownie, wyraźnie pokazując, że chce, żeby ten dzień już minął. Kolejna przeprowadzka. Kolejny raz musiała się pożegnać z osobami, które dopiero co poznała. Dlaczego nie mogła się zatrzymać i zbudować swego życia w jednym miejscu? Jej rodzice ciągle zmieniali jej szkoły i nigdy nie wydawało jej się, że gdy próbowali się wytłumaczyć, nie mówili jej prawdy. Od dnia, w którym jej brat został ofiarą tragicznego wypadku w tamtym lesie, nic w jej życiu nie było takie same. Każdego ranka jej poduszka była mokra od jej gorzkich łez. Nikt o tym nie wiedział, nawet jej najbliższa przyjaciółka, która została w Madrycie po ich cudownych wakacjach spędzonych razem. Hiszpanka codziennie dzwoniła lub pisała do Martiny, lecz nie wiedziała, co się u niej działo każdego wieczora. Mercedes wiedziała o wypadku jej brata, ale nie wiedziała, jaki bardzo ważny był Alfredo w życiu jej przyjaciółki. Czasem była przygnębiona, z powodu, że Martina jest na drugim końcu świata i wiedziała, że dziewczyna ją potrzebuje, ale nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie wiedziała jednego; osoba, która jest jej najlepszą przyjaciółką, ma sekrety. Sekrety, o których wiedziała tylko jedna osoba, młoda kobieta, która nie zasłużyła na takie traktowanie, na te krzywdy, które wyrządził jej los. Nie chciała, by ktoś jej mówił, że to co robi jest złe, żeby ją powstrzymywał i pilnował. Chciała to przeżyć sama, w swoim własnym świecie. Jej rodzice widzieli, że cierpiała, ale nie wiedzieli jak jej pomóc. Co mieli zrobić? Za każdym razem, gdy prosili ją o normalną rozmowę, kończyło się to wrzaskami i zamykaniem się w pokoju na klucz. Martwili się o nią, mówili, że muszą się ciągle przeprowadzać, bo ich praca nie pozwala im zostanie w jednym miejscu. Podróżowali po całej Argentynie, raz pojechali na parę miesięcy Chile, a kiedy już ich córka miała siedemnaście lat, wrócili do miasta, w którym Martina się urodziła i wychowała. Przez dziesięć lat nie widziała Buenos Aires i gdy nareszcie ujrzała te wszystkie cudowne kolory dookoła niej, była zafascynowana. Zapomniała jak cudownie jest przebywać w dużym, aczkolwiek pięknym mieście. Poczuła się nareszcie jakby była w domu. Jej głowa od razu została wypełniona różnymi pomysłami i jej miłość do muzyki wróciła. Znów wzięła do ręki swoją ukochaną, lecz starą gitarę i zaczęła komponować. Jej pokój został przepełniony notkami i planami na kolejne piosenki. Teraz jednak musiała skończyć z tymi przyjemnościami, iż skończyły się wakacje. W powietrzu było czuć lekki wiaterek, który oznaczał zbliżającą się jesień. Wszyscy mieli coś do omówienia, każdy miał swoją własną wakacyjną historię. Czuła się, jakby była dziwna i inna, kimś, kto nie pojęcia o czym wszyscy mówią. Była obca, nie miała pojęcia jakie są fajne imprezy w tym tygodniu. Nie wiedziała, czy Samanta kupiła sobie obcasy, lub czy Luke umawia się teraz z Sandrą.
   Zmęczona, usiadła na twardej ławce, która była trochę wilgotna od nadchodzącej brzydkiej pogody. Wyjęła kawałek papieru z jej szerokiego, napchanego książkami plecaka. Przyjrzała się mu uważnie i przeczytała pierwsze zdanie. Wydawało jej się idealne, lecz nie znała melodii do nowo napisanej piosenki. Zastanowiła się przez chwilę i zanuciła sobie coś, co przyszło jej do głowy. Od razu zapisała parę nut i nagle przyszło do niej wszystko co potrzebowała, by skomponować nową piosenkę. Nie wiedziała skąd wzięła się w niej siła, by to wszystko stworzyć, lecz była zadowolona efektem końcowym. Nie tylko ona. Ktoś ją uważnie obserwował, patrzył na każdy jej ruch. Słuchał ją i czuł, że wszystko dookoła niego znika. Nie obchodziło go to, że ktoś pomyślał, że buja w obłokach. Zrobił pierwszy krok. Jego serce zaczęło szybciej bić. Im bliżej był tej dziewczyny, tym jeszcze bardziej czuł się, jakby miał zaraz przytulić nieznajomą. Nigdy jej nie puścić. Szczęście rozpierało go od środka, czuł się, jakby miał zaraz wybuchnąć. Kiedy z jej ust wydobyły się pierwsze słowa napisanej przez nią piosenkę, wiedział, że będzie ona kimś więcej niż tylko zwykłą znajomą ze szkoły. Zakochał się. Po raz pierwszym poznał piękną miłość, która niesamowicie kontrolowała jego ciało. Nie wiedział co robi. Nie zorientował się, że usiadł koło nowo poznanej dziewczynie i patrzył na jej ślicznie ułożone włosy.
  - Hej. - przywitał się. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy zobaczył, że zajęta dziewczyna podnosi swój wzrok. Popatrzyła na niego i na jej twarzy również pojawiło się szczęście, ale też zdziwienie. Nie spodziewała się, że ktoś będzie chciał z nią porozmawiać. Zwłaszcza ktoś, kto jest taki przystojny i wygląda, jakby nic go nie obchodziło co ona myśli. Myliła się. Bardzo go to obchodziło. Chciał wiedzieć o niej wszystko, chciał znać cały jej życiorys. Chciał jej pomóc, gdy ona potrzebowała wsparcia. Chciał ją widzieć każdego dnia i ciągle być obok niej. Miał nadzieję, że zostaną dobrymi przyjaciółmi, lub może, kimś więcej..
   - Cześć. - wyszeptała, budząc go z transu. Ich spojrzenia się spotkały i czuli się, jakby ich serca przez chwilę się zatrzymały. Nie czuli nic, prócz wielkiego uczucia między nimi. Jego oddech przyśpieszył i patrzył jak dziewczyna naprzeciwko niego chowa wyrwaną z notatnika kartkę. Dotknął jej dłoni, by ewidentnie  pokazać, żeby tego nie robiła. Zatrzymała się, wstrząśnięta ruchem chłopaka. Jego ciepło ją uspokoiło, jego dotyk rozpętał w niej niezwyczajną burze uczuć.
   - Zaśpiewasz mi ją? - spytał, ponieważ chciał znów usłyszeć tą piękną melodię i te idealne słowa. Ta piosenka była czymś więcej niż tylko słowami napisanymi na kartce. Wiedział, że w przyszłości będzie wspomniał ten moment, że to uczucie między nimi jest czymś nadzwyczajnym. Miał ochotę zbliżyć się do nowo poznanej dziewczyny i popatrzeć jej głęboko w oczy. Chciał poczuć jej delikatne włosy, dotknąć jej policzka i nigdy nie puścić jej ręki. Za każdym razem, gdy widział jej uśmiech, rodziło się w nim coś czego nigdy nie czuł. Pokiwała głową i bez pewności czy dobrze robi, zaśpiewała pierwsze zdanie, które napisała poprzedniego dnia. Przeszła zaraz po tym do następnego zdania. Jej głos z każdą sekundą stawał się silniejszy i z jeszcze większą euforią śpiewała każde słowo. Zamknęła oczy i dała się ponieść muzyce. Chciała, by ten moment trwał wiecznie. Była tak bardzo szczęśliwa, nareszcie mogła podzielić się swoją pasją z kimś innym. Nareszcie mogła się cieszyć i robić co chce.
   - Ser la letra en mi cancion... - skończyła, delikatnie podnosząc swoje powieki. Wiedziała, że coś jej brakuje, by jej piosenka została zakończona. Lecz ostatnie zdanie tej piosenki nie znajdowało się na kartce i Martina cały czas zastanawiała się, jakie ono może być. Miała kompletną pustkę w głowie. Nic do niej nie przychodziło, mimo, że bardzo się starała. Chciała, by koniec tej piosenki był niesamowity, lecz tylko tego zdania nie umiała napisać.
   - Y tallarme en tu voz... - usłyszała jego niezwykły głos. Popatrzyła raz jeszcze na jego twarz, na jego cudowne usta i na jego piękne oczy. Chciała go mieć tylko dla siebie, zatrzymać go i nigdy nie puścić. Znali się zaledwie parę minut, a już wierzyła, że są dla siebie stworzeni. Było to trochę zwariowane, lecz jej serce podpowiadało jej, że ten chłopak nie był kimś zwykłym. Właśnie tego jej brakowało, kogoś, kto by ją rozumiał bez żadnych zbędnych słów. Ktoś, kto po takiej krótkiej znajomości tak bardzo się z nią związał i ją rozumiał. Ktoś, kto zamienił tylko z parę słów, a wiedział dokładnie co chciała osiągnąć przez tą piosenkę. Chciała wyraźnie pokazać, że jest sobą i nic tego nie zmieni.
   Nie mogła w to uwierzyć. Szczęście dopadło ją w najmniej oczekiwanym momencie, w chwili, gdy traciła już wszelkie nadzieję. Kiedy jej światło w tunelu znikało, gdy chciała się już poddać. Nie miała ochoty nadal próbować, ale teraz miała jakiś powód. Miała jego.
   - Podemos. - wyszeptali razem tytuł nowej piosenki. Ta piosenka połączyła ich dusze i pomogła im znaleźć odpowiedź na pytanie, które pojawiało się w ich głowie przez bardzo długi czas. ,,Czy jest ktoś na tym świecie, kto mnie rozumie?". Nie wiedzieli, czy kiedykolwiek znajdą swoje bratnie dusze i będą szczęśliwi z kimkolwiek. Jednak wreszcie na ich twarzach pojawił się prawdziwy uśmiech i mogli się cieszyć chwilą, nie zważając na to co się wydarzyło i na to co się może wydarzyć. Liczył się tylko ten jeden moment. Nic więcej. Chcieli, żeby trwał on na zawsze. Nie mieli ochoty nic ukrywać ani nigdzie iść. Byli tacy podobni. Czuli, że nic ich nie rozdzieli. Że będą razem do końca. Że pomimo tych trudności przez które będą musieli przejść, wszystko się w końcu ułoży. Ich miłość przetrwa, a wszystko co będzie chciało ich rozwalić zniknie. Nic nie będzie w stanie zniszczyć tego uczucia między nimi. Ale czy na pewno?..

   - Ruggero Pasquarelli, jeżeli się nie mylę? - spytała, jej głos cichy a oddech nierówny. Nie miała pojęcia co się z nią dzieję. Przy ich pierwszym spotkaniu nie czuła się tak.. Nadzwyczajnie? Niesamowicie? Nie było wyjaśnienia, czemu się tak zachowywała. Mercedes była zawsze pewną siebie kobietą, która wiedziała czego chciała, ale tym razem nie miała pojęcia co powiedzieć ani co zrobić. Patrzyła na mężczyznę, który swoimi cudownymi brązowymi oczami obserwował jej twarz i każdy jej ruch.
   - Tak. W jakiej sprawie pani do mnie przychodzi? - w jego głosie było słychać nutkę zdziwienia. Czemu ktokolwiek chciałby do niego przyjść? Znajomi z pracy go ignorowali, a nie znał nikogo innego niż tych wrednych ludzi, którzy razem z nim chodzili do pracy i spędzali wiele godzin w tygodniu z nim w tym wielkim budynku. Nikt nie miał z nim nic do czynienia.
   - Wywiad. - rzuciła krótko a on pokiwał głową. Chciał pokazać, że wszystko rozumie, choć prawda była zupełnie inna. Skąd w ogóle przyszedł komuś do głowy pomysł, by przeprowadzić wywiad z nim? Przecież nic nie robił wyjątkowego. Spełniał tylko swoje obowiązki i próbował po prostu żyć bez żadnych nieporozumień. Wskazał jej ręką, by usiadła i posłał jej kolejny szczery uśmiech. Odwzajemniła ten gest i podeszła do krzesła niedaleko miejsca, gdzie właśnie stała. Powoli spoczęła na miękkim przedmiocie i rozejrzała się dookoła. Ujrzała różnych zaciekawionych ludzi, którzy od razu gdy zobaczyli jej podejrzliwy wzrok opuścili swoje głowy i wrócili do poprzedniego zajęcia.
   - Z czym chce pani zacząć? - zadał pytanie, sprawiając, że kobieta się odwróciła i spojrzała na niego. Mercedes wyjęła ze swojej skórzanej torby stos papierów i zanim się zorientowała, parę z nich wyleciało z jej ręki. Powoli leciały w stronę podłogi, a wiaterek lekko kołysał nimi. Ruggero wyciągnął swoją rękę, by podnieść rozrzucone kartki i podał je Hiszpance. Podziękowała mu i swoją trzęsącą rękę szybko sięgnęła po swoje dokumenty. Unikała jego wzroku, a gdy złapał jej nadgarstek, wbiła swój wzrok w podłogę. Przełknęła ślinę i czekała aż coś się stanie. Nie chciała nic robić, iż bała się, że popełni błąd. Pogładził jej zimną dłoń swoimi ciepłymi palcami i oddał jej to co należało do niej.
   - Pierwsze pytanie, poproszę. - wyjąkał.
   - Dobrze. - odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Co czuła? Coś innego niż zazwyczaj. Coś, co sprawiało, że nie mogła mieć poważny wyraz twarzy przez dłużej niż parę minut. Coś, co uginało jej kolana gdy stała. Co to było?
   Miłość. 

_________________________________
A dzisiaj tak nudno, praktycznie nic...
Macie romantyczną scenę Jortini? Macie. 
Macie Ruchi? Macie. Więc cieszcie się jak najwięcej, bo już niedługo to wszystko runie! Muahaha!
Tak, tak, śmieję się, ale nie czuję się dzisiaj jakbym miała się nawet uśmiechać. Czemu? Niektórzy wiedzą, lecz nie będę się tym za bardzo przygnębiać..
Ten rozdział był dla mojego Kućka, którego kocham całym moim serduszkiem <3 Mam nadzieję, że to czytasz Karolinko ^^ Możesz teraz płakać, że dedykowałam Ci takie badziewie :/
Coś jeszcze? 
Ach, tak :D Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jestem głupia, tak wiem ^^
Nie warto było... xD 
Proszę, przeczytajcie mój OS, bo napracowałam się nad nim i chciałabym znać Wasze opinie xD Albo nie! Jest beznadziejny, więc ostrzegam zanim cokolwiek zrobicie! 
Ej, zapomnieliście o mnie? Bo tak długo mnie nie było.. Ugh.. Mam jednak nadzieję, że zostaniecie <3

Nina Verdas ♥

sobota, 10 maja 2014

OS | ♥ Nie jestem idealna, ale ciągle się staram... ♥

Czy naprawdę chcesz, żeby strach zapanował nad Twoim życiem?
Przez całe swe życie budujemy wieże z kart. Kart losu, które reprezentują nasze relacje i przeżycia. Naszych przyjaciół, naszą rodzinę i naszą miłość. To, przez co przeszliśmy i czego się nauczyliśmy. Im jesteśmy starsi, tym nasza wieża staje się wyższa. Ta wież to całe nasze życie, ułożone i posegregowane. Ale wystarczy jeden czyn, jeden gest, jedno słowo, żeby zwalić tą wieże. Żeby rozsypała się na tysiące kawałeczków, aż nie mamy nic. Wszystkie karty się zwaliły, cała nadzieja zniknęła. Nasze relacje umarły, nasze przygody zostały zniszczone. 
Dochodzi wreszcie do tego, że nie umiemy odbudować swojej wieży, nie umiemy znaleźć odpowiednich kart. Nie umiemy nikomu zaufać, bo zostaliśmy zranieni i nie chcemy znowu ryzykować. Mamy nadzieję, że poradzimy sobie sami, bez tej wieży. 
Ale niestety dociera do tego, że umieramy. Samotni, bez żadnej osoby, która będzie za nami płakać, nie będzie za nami tęsknić. 
Cały świat o nas zapomina.

Odszedł.
Zostawił ją, chorą i bezradną. Nie usłyszała żadnego "Żegnaj", on po prostu znikną z jej życia, nie pokazując żadnego żalu, współczucia ani nawet troski. A byli tak blisko siebie...
Jednak każdego dnia miała nadzieję, że kiedyś znów zobaczy swojego ukochanego. Że kiedyś znów ujrzy jego oczy. Tylko nadzieja jej pozostała, wszystko inne się rozsypało na tysiące kawałeczków. Jeszcze miała malutki promyk szansy na lepsze jutro. Każdego dnia się modliła. Wiedziała, że gdzieś na tym okrutnym świecie żyje Ruggero i nadal ją kocha. Nadal darzy ją tym pięknym uczuciem, czym jest miłość. Chociaż jest tchórzem, idiotą i oszustem, ona i tak chciała go zobaczyć, przytulić, pocałować. Gdyby przekroczył próg tego wielkiego budynku w którym się znajdowała, wzięłaby jego rękę i powiedziałaby, że mu przebacza. Nie pozwoliłaby sobie znów go stracić. Jej miłość do niego była zbyt silna. Nie umiałaby żyć z wiedzą, że kolejny raz szansa na szczęście przeminęła jej przed nosem.
 Ale nie przychodził. Nie słyszała ani jednego słowa od niego, żadnej wiadomości. Traciła swoją cenną nadzieję, która ją trzymała przy życiu. Każdy dzień był dla niej udręką. A te dni zamieniały się w tygodnie, pełne bólu i cierpienia, a w końcu w okropne i ciężkie miesiące izolacji.
A jego nadal nie było.
Nadal nie przychodził. Nadal nie czuła zapachu jego pięknych perfum, których używał każdego ranka zaraz po tym jak się przygotował do wyjścia lub do kolejnego zwykłego dnia. Zawsze używał tych, których uwielbiała i od których uzależniła się. On był jej narkotykiem, a ona myślała, że jest on ósmym cudem świata. Wielbiła go i uważała, że on myśli tak samo o niej. Cały czas próbowała przekonać samą siebie, że ją kochał, kocha i zawsze będzie kochać.
~;~
Siedziała na swoim zimnym łóżku i patrzyła bezsensownie na brudny sufit, który wyglądał jakby nie malowano go od milionów lat. Odłamki zniszczonej ściany spadały na podłogę. Na jej twarzy nie było żadnego uczucia; nie cieszyła się, nie smuciła, nie martwiła, nie gniewała. Wiedziała co miało nastąpić, ale nie chciała nic z tym począć. Chciała po prostu przejść przez ten dzień mimo tego, że mnóstwo strasznych rzeczy miało się dziać przez te długie i koszmarne godziny.
Po chwili usłyszała kroki. Z każdym stukotem obcasów tej wrednej kobiety jej oddech był coraz głośniejszy a jej serce waliło jak młot. Rozejrzała się dookoła siebie, jakby szukała jakiegoś wyjścia. Jakby chciała wyskoczyć z jakiegoś małego okienka na ścianie, uciec z tamtego okropnego miejsca i biec tam, gdzie by ją zaakceptowali i zaopiekowaliby się ją. Wyleczyliby ją i gdyby znowu zachorowała, nie zostawiliby ją. Kochaliby ją tak, jak ona chciała, a nie tak, jak oni chcą. Nie wykorzystywaliby ją. Nie raniliby ją. Byliby wierni i zachowywali by się jak prawdziwi przyjaciele.
- Terapia czeka, panno Lambre. - usłyszała jej słodziutki a zarazem przerażający głosik. Nienawidziła tych słów. Oznaczały tylko jedno: znów będę ją truć. Znów będą dawać jej ten lek, który miał zabić tą okropną chorobę, która była w środku niej, ale w tym samym czasie zabijali ją, małą i bezbronną kobietę, która nic nie zrobiła złego w życiu, a czuła się jakby karali ją za popełniony przez nią błąd. Czuła się jakby wszyscy myśleli, że to ona jest winna, więc ją zostawili na pastwę losu. Jakby nikt nie myślał, że ona też ma uczucia, że też czuje ból, straszny ból w głębi jej serca, który opanował całe jej ciało i nie mógł być zatrzymany żaden sposób. W jej ciele była ogromna dziura, która nie mogła być wypełniona przez nic. Która z każdą chwilą była większa. Która była jak jej choroba, bolesna i kolosalna. Pomimo tego, że za jakiś czas musiała iść z pielęgniarką do lekarza, który na szczęście nie był taki straszny jak ta śliczna paniusia, która uważała się za królową świata, położyła się na swoim skrzypiącym łóżku. Lekki wiaterek powiał do pomieszczenia w którym się znajdowała i spodziewała się, że jej włosy powieją w każdy kierunek, ale zapomniała, że nie ani jednego włosa na swojej głowie. To był kolejny powód, dlaczego była tak strasznie przygnębiona. Kiedyś wszyscy chcieli mieć takie piękne włosy jak ona. Teraz nie mieli jej co zazdrościć. A ona chciała wreszcie znów poczuć swoje włosy. Znów chciała popatrzyć w lustro, ujrzeć swoje blond loki, które kiedyś starannie czesała i podziwiała. Teraz to były tylko wspomnienia. Wydawało się to niemożliwe, żeby jej włosy znowu odrosły.
- Jesteś gotowa? - głupie pytanie. Cholernie głupie. Oczywiście, że nie jestem gotowa!, pomyślała Mercedes. Nie chcę tego lekarstwa! Zostawcie mnie w spokoju! Już chyba wolę umrzeć, niż walczyć z tym rakiem!
 Na samą myśl o tej terapii, chciała wymiotować. Chciała krzyczeć. A ta pielęgniarka? Czy ona w ogóle wiedziała co ona czuje i myśli? Nie, nic nie wiedziała. Miała ochotę wyrwać jej te wszystkie przecudowne włosy i zmyć z jej twarzy ten jej śliczny makijaż. Ona miała wszystko. Pracę, piękny wygląd i ludzi, którzy ją wielbili. Mercedes mogła tylko marzyć o takim cudnym życiu. Za każdym razem jak na nią patrzyła, zazdrościła jej wszystkiego. Ela miała zgrabną figurę, a ona, od tej potwornej choroby była chuda jak patyk. Gdyby miała więcej siły i chęci, na pewno by już walnęła tą piękną kobietę, bo Lambre kiedyś była silną i zdeterminowaną dziewczyną, która zawsze postawiała na swoim.
Właśnie taką ją pokochał Ruggero. Niezależną. Odważną. Inną niż wszyscy. Uwielbiał jej entuzjazm w podejściu do życia. Stracił głowę dla dziewczyny, która kochała śpiewać, tańczyć i się śmiać. Więc już nie zaakceptował jej takiej jaka była, gdy chorowała. Przerosło go to, że każdego dnia widziałby jak ona cierpi. Był zbyt wielkim tchórzem, żeby z nią zostać. Żeby ją wspierać i żeby ją kochać.
~;~
Ciemność. Dookoła niej była tylko ciemność, nic więcej, a to ją przerażało. Pomimo potwornie później godziny, ona nie mogła zasnąć, ani nawet zamknąć swoich oczu. Nic nie mogła zrobić, ponieważ ból rozpierał jej całe ciało i czuła się jakby miała umrzeć. Jakby powoli odchodziła z tamtego okrutnego świata i z każdym momentem stawała się słabsza i jeszcze bardziej zraniona przez każdego człowieka, którego kiedykolwiek spotkała. Gdyby ktoś ją zapytał, jak się czuje, ona by nie odpowiedziała. Każdy normalny człowiek zauważyłby, w jakim ciężkim stanie jest ta kobieta. Nieliczni by jej pomogli, ale większość ludzi powiedzieliby coś w stylu, "Wszystko będzie dobrze". A może choć raz postawili by się na jej miejscu? Może choć raz by pomyśleli, jak ona się czuje? Czy kiedyś pomyślą, "Mmm.. Może ulitujemy się nad nią? Przecież tak bardzo cierpi". A nawet jeśli tak się zastanowią, czy to w ogóle coś zmieni? Przecież nadal będą się gapić w swój idiotyczny telewizor i będą myśleć, "O jacy biedni ludzie. Muszą mieć bardzo trudny okres", a potem pójdą dalej, nie myśląc o tym ponownie. Nie zrobią nic, żeby pomóc ludziom, którzy naprawdę potrzebują wsparcia. Nie pomyślą, że to oni mają prawdziwy problem, bardziej poważny i ciężki?
Przez długi czas próbowała wybić te przerażające, lecz realne myśli ze swojej głowy. Miała już dość, nie chciała już przygnębiać siebie jeszcze bardziej. Wystarczająco się nacierpiała tego dnia. Nie chciała już więcej wspominać, nie chciała już więcej przechodzić przez te katusze. Ile jeszcze miała mieć w środku tą chorobę? Ile jeszcze? Parę miesięcy, parę lat, a może do końca swego marnego życia..? Może rozstałaby się z życiem przez tego raka, którego miała w sobie? Czasami marzyła o śmierci, lecz tak naprawdę to chciała wstać, zdrowa i silna, pójść gdzie chciała i żyć normalnym życiem. Tylko tego chciała. Chciała być po prostu jedną z wielu ludzi na tamtym świecie, którzy żyją bez żadnych nieporozumień. Nie chciała być tym rodzajem człowieka, który się poddaje bez żadnej walki. Nie chciała codziennie pogrążać się w tej depresji, która przyszła tak bardzo nieoczekiwanie, że nie miała czasu się nie załamać. Ale była taka młoda. Dlaczego ona? Przecież miała całe swoje życie przed sobą. Mogła poczynić cokolwiek, założyć rodzinę, zrobić karierę, albo przynajmniej nauczyć się żyć. Rodzina jej nie chciała, jej chłopak ją zostawił, a przyjaciele.. Nic o nich nie wiedziała. Kiedy próbowała do nich dzwonić, oni nie odbierali. Zapomniała ich adresów. Kiedy do nich pisała, oni nie odpisywali. Nie miała z nimi żadnego kontaktu i wydawało jej się, jakby po prostu zniknęli bez żadnego wytłumaczenia. A przecież musiał być jakiś powód dlaczego odeszli? Tak, ale tylko jeden sensowne usprawiedliwienie było, że po prostu nie chcieli się nią zajmować..  
Żeby przestać o tym myśleć, pomyślała o wcześniej powiedzianych słowach swojego lekarza. Wydawało jej się, że możliwe jest to, że on wie przez co przechodzi jego pacjentka, ale nigdy nie można być pewnym, nieprawdaż? Może on też każdego dnia zakłada swoją maskę i udaje, że się przejmuje tym, co ona czuje?
 Czy kiedyś będzie mogła komukolwiek znowu ufać? Jeśli nie umie zaufać zwykłemu człowiekowi, który ratuje ludziom życie? Została tak bardzo zraniona, że wydaje się to niemożliwe.. Ale próbowała przez chwilę wierzyć, że choć jedna osoba rozumie, przez co Mercedes Lambre przechodzi. "- Jutro spotkasz Damien'a, który również walczy z rakiem. Przez ostatnie parę dni obserwowaliśmy panią i doszliśmy do wniosku, że przydałoby się pani jakieś towarzystwo". Nie wiedziała co miała o tym myśleć. Przecież to świetna okazja, żeby spotkać kogoś nowego. Ale jeśli on też będzie takim oszustem, jak wszyscy inni..? Co jeśli będzie ją nienawidził, albo, co gorsza, będzie udawał, że ją lubi..? Tak właśnie myślała Mercedes. Od czasu gdy ją ktoś skrzywdził, zawsze widziała zło w kimś, kogo nawet nie znała. Ale jak miała znów powiedzieć komuś, że mu ufa? Dla niej to było prawie niemożliwe. Nie mogła. Ale czy ktoś to zmieni?

~;~

Za każdym razem, gdy słyszała obijające się o szybę krople deszczu, wiedziała, że będzie burza. Na niebie zbierało się jeszcze więcej chmur i niedługo spotkałyby się, by uformować pioruny, które w grudniu pojawiały się bardzo często. Paryż był miastem, w którym często były widziane chmury i grad, ale tego dnia było jeszcze gorzej niż kiedykolwiek. W powietrzu było czuć nieprzyjemny klimat i było zimno, strasznie zimno. A w niebie nie było widać ani jednego płatka śniegu, a miasto, które wydawało się dla nielicznych przepiękne, traciło swój urok i stawało się coraz bardzie szare. Ona, choć okryła siebie dwoma kocami i siedziała przed płomieniami ognia w kominie, owinęła siebie w kłębek i czekała, aż będzie jej ciepło. Musiała co chwilę pić swoją herbatę i robić sobie kolejną, bo tylko to ją ogrzewało. Smak gorzkiej herbaty rozsadzał jej podniebienie, a przez cukier, który rozpłynął się w jej napoju, czuła jak ciepły dreszczyk przechodzi przez jej ciało. Nie chciało jej się wstawać, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Z niechęcią podniosła swoje małe ciało ze swojej białej kanapy i potykając sie o swoje własne nogi, powoli podeszła do wejścia do swojego mieszkania. Drżąc z zimna, spojrzała przez wizjer na osobę po drugiej stronie drzwi. Ujrzała człowieka w jej wieku, który czekał cierpliwie, obserwując każdy skrawek budynku dookoła niego. Postanowiła zaryzykować i otworzyć drzwi nieznajomemu. Uchyliła swoje stare drzwi i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć lub zrobić, usłyszała jego melodyjny głos.
- Mercedes? - spytał, widząc przed sobą piękną kobietę, która podniosła swój wzrok i spojrzała na niego. Nie miała włosów, lecz bez nich i tak wyglądała olśniewająco. Widać było, że w ogóle nie przygotowała się do tego spotkania, ponieważ na jej twarzy nie żadnego makijażu. Ale wyglądała ślicznie, naturalnie i jak anioł w czystej bluzie i podartych dżinsach. Jej czekoladowe oczy błyszczały, lecz nie uśmiechała się. Uważnie obejrzała jego twarz i powoli kiwnęła głową. Po chwili wskazała mu, żeby wszedł do jej salonu. Z wahaniem przekroczył próg mieszkania kobiety, którą uważał za niesamowitą. Prawie ją nie znał, lecz czuł coś niezwykłego kiedy ją zobaczył. To było uczucie, które jeszcze nigdy nie doświadczył w swoim życiu. Nie wiedział co miał o tym myśleć, przecież to było absurdalne, niedorzeczne, przepiękne... Skierował się w kierunku wcześniej wspomnianego pokoju i bez pośpiechu usiadł na kanapie znajdującej się tam. Obserwował jak ona, speszona, siada koło niego na miękkim przedmiocie. Przez krótki czas nie umieli wydusić z siebie słowa.
- Mam na imię Damien. Damien Lauretta. - zaczął, patrząc na jej bladą twarz - Od paru miesięcy choruję na raka, ale próbuję być optymistą. Wierzę, że kiedyś będę zdrowy i zacznę swoje życie od początku. Chociaż czasami są takie momenty, w których dopada mnie depresja, nie poddaję się. Według mnie życie to najcudowniejszy dar na świecie, chociaż czasem daje nam w kość. Dowiedziałem się, że jesteś bardzo cicha, więc nie musisz nic mówić. Poza tym, zapomnij o tym, co właśnie powiedziałem. To było strasznie głupie, przepraszam. - dodał, opuszczając swoją głowę. Myślał, że ona zaraz zacznie się śmiać, ale stało się coś zupełnie innego. Wzruszyły ją jego słowa, więc delikatnie dotknęła jego zimne dłonie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery i prawdziwy, jedyny taki od bardzo długiego czasu. Podniósł swój wzrok i spojrzał głęboko w jej oczy. Przez chwilę czuła, jak cały ten ból dookoła niej znika. To było magiczne. Tylko on, ona i wielkie uczucie w środku nich. Niestety wróciły do niej te okrutne wspomnienia, które zniszczyły tą chwilę. Odsunęła się i odkrząknęła.
- To co powiedziałeś... To było idealne. Chciałabym się tak czuć. Jesteś wzorem do naśladowania. Te słowa były takie prawdziwe.. Nie masz się za co wstydzić. Powinieneś być dumny z siebie. A więc, jestem Mercedes Lambre, twoja nowa przyjaciółka. - zaśmiała się razem z nim. - Wszyscy mnie zostawili. Mój chłopak odszedł, a moi przyjaciele mnie zostawili. Moja rodzina.. - nie mogła kontynuować. - Przepraszam.
- Nie martw się. - odparł, podnosząc jej podbródek. Przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz, a jej zniszczone serce zaczęło bić szybciej. Damien jest czarodziejem, pomyślała. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, na co zareagował tym samym.
Rozmawiali przez długi czas, a gdy nadeszła chwila pożegnania, rozstali się z nadzieją, że jeszcze się spotkają. Gdy już powiedziała "Do zobaczenia", swojemu nowemu przyjacielu, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Westchnęła, bo była zmęczona, ale też cieszyła się z wydarzenia, które nastąpiło tego dnia. Przekonała się, że może komuś zaufać. Nareszcie.
Momentalnie uśmiech zniknął z jej twarzy. Co jeśli Damien nie czuje tego samego, co ona..? Co jeśli ją.. oszukuje..? Mercedes była coraz bliżej rozpłakania się. Dlaczego?! Dlaczego nie może nawet jemu zaufać?! Damien jest dobrym człowiekiem. Z tą myślą powoli zamknęła swoje powieki i ostatni dźwięk, który usłyszała to były krople deszczu, obijające się o jej szybę...

~;~

- Mamy dobre wieści, panno Lambre.
 Podniosła się i spojrzała na swojego lekarza. Był pełen szczęścia, jakby przytrafiło mu się coś niesamowitego. Na jego pomarszczonej, lecz przyjaznej twarzy znajdował się uśmiech, prawie za duży dla jego twarzy. Mercedes nigdy nie widziała go w takim nastroju. To było ciekawe, ale ekscytujące. Niecierpliwie czekała, aż mężczyzna jej opowie o tych nowinach. Zmieniła swoją pozycję i teraz siedziała na krawędzi swojego łóżka. Chciała wykrzyknąć, żeby jej powiedział co ma powiedzenia. Każda sekunda była dla niej udręką, chciała wreszcie znać wieści, które on już znał. 
- Od wielu miesięcy próbujemy panią wyleczyć, lecz bez żadnych skutków. - zaczął, patrząc na swoją pacjentkę. - Lecz ostatnie wyniki wskazują na to, że już prawie zabiliśmy tego raka! Jest pani już prawie w pełni zdrowa. Będzie pani musiała spędzić trochę czasu na słońcu, ale nie będzie to niełatwe, przecież jest maj. Mogę z dumą stwierdzić, że już niedługo będzie pani zdrowa jak ryba. - odparł, a uśmiech na jego twarzy był jeszcze większy.
Nie mogła w to uwierzyć. Wreszcie była wyleczona. Przeszła przez tyle okropnych rzeczy, a wreszcie się udało. Patrzyła na uradowanego mężczyznę i jak zmierza w kierunku drzwi. A więc jednak był kimś dobrym.
- Dziękuje - wykrzyknęła, żeby jej lekarz ją usłyszał. Tylko to umiała powiedzieć. Odwrócił się i kiwnął głową, rozumiejąc. Potem zniknął, zapewne idąc do jakiegoś innego pacjenta.
Wyjęła swoją komórkę i wybrała numer Damien'a. Tylko on mógł ja zrozumieć. Byli tak dobrymi przyjaciółmi, że gdy Damien został uzdrowiony, cieszyli jak wariaci. Po chwili jej przyjaciel odebrał i z wielkim entuzjazmem, opowiedziała mu całą historię. Była tak podekscytowana, że nie mogła mówić wyraźnie, więc umówili się u niej domu, żeby umówić wszystkie sprawy dotyczące tego, co się wydarzyło tego dnia.

Stanęła przed swoim mieszkaniem. Wyjęła swój klucz i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła jego silne ramiona dookoła jej talii. Damien podniósł ją i zakręcił nią wokoło. Zaczęli się śmiać i przytulać, bo radość była w nich i nic nie zatrzymałoby ich. Oprócz jednej osoby.
Weszli razem do środka i Mercedes zaczęła opowiadać całą historię Damien'owi. Słuchał, zainteresowany i z każdym słowem na jego twarzy pojawiał się jeszcze szerszy uśmiech. Nie czuł się tak od czasu, gdy sam wyzdrowiał, a może nawet lepiej. Gdy jego przyjaciółka skończyła swoją historię, dotknął jej dłoni. Przez chwilę stali tam, patrząc na siebie z radością. Po chwili Mercedes przytuliła najmocniej jak mogła Damien'a i wiedziała, że liczy się tylko tu i teraz. Od teraz, pomyślała, nie będę żyć przeszłością. Czas pójść naprzód. Mam Damien'a i on jest moim jedynym potrzebnym szczęściem.
Puściła go i oplatała swoje ręce wokół swego przyjaciela. Była tak blisko niego. Ich czoła prawie stykały się ze sobą. Czuli motylki w swoich brzuchach. Zaczęło im się robić dziwnie gorąco, a jej oddech był jeszcze bardziej gwałtowny. W jej głowie była tylko jedna myśl: Pocałuj go...
Niestety, coś musiało im przerwać. Dzwonek do drzwi uświadomił im w jakiej niezręcznej pozycji są. Mercedes puściła swojego przyjaciela, a Damien przeprosił ją i skierował się w stronę łazienki. Wyszła ze swojej kuchni i przycisnęła klamkę do drzwi. Wyjrzała zza drzwi i to, co zobaczyła, zaskoczyło ją najbardziej z wszystkich wydarzeń z tego dnia.
- Ruggero. - szepnęła, próbując nie się nie rozpłakać.
Wszystkie te wspomnienia...
Jedna wielka dziura..
Przeszłość, która już nigdy nie miała się znowu wydarzyć...
Była bliska płaczu. Patrzyła na Pasquarelli'ego i nie mogła uwierzyć, że wreszcie jej dawna miłość wróciła. Za późno.
Nie wiedziała co robić. Opieprzyć go za to, że ją zostawił? Cieszyć się i przyjąć go z otwartymi ramionami? Wysłuchać go i zrozumieć jego sytuacje? Wszystkie te możliwości tkwiły w jej głowie.
- Mercedes.. - w jego oczach również widziała łzy. - Nie mogę w to uwierzyć.. Kochanie.. Tak bardzo tęskniłem.. - to ją strasznie zraniło. Jak mógł tak mówić?
- Ja jeszcze bardziej - odparła stanowczym głosem. - Czy ty wiesz, przez co przechodziłam? Ruggero, czy wiesz jak bardzo cierpiałam, gdy ciebie nie było?! - próbował się tłumaczyć, lecz ona mu przerwała. - Nie odpowiadaj. Nic nie mów. Tym razem, to ja zabiorę głos. Każdego dnia, modliłam się, żebyś wrócił. Żebyś dał choć jedną odznakę życia! A co dostałam w zamian..?  Nic.. Ani jednego, cholernego słowa. Nie wiem czy tego spodziewałeś, ale ja nie wiedziałam, że to powiem. Pomimo tych katuszy, przez które musiałam przechodzić przez twoją głupotę, wybaczam ci. - pochylił się by ją przytulić, lecz ona się odsunęła i nadal nie umiała patrzyć mu prosto w oczy. - Ale to nie znaczy, że będzie tak samo jak kiedyś. Nie umiałabym ci znów zaufać. Ta więź, która nas łączyła, zniknęła. Przepraszam, ale nie wrócę do ciebie.
- Dziękuje. Rozumiem ciebie i szanuję twoją decyzje. Przepraszam.. - odwrócił się, lecz złapała jego nadgarstek i pociągnęła go w swoją stronę.
- Ale to nie znaczy, że zapomnę o tobie. Nigdy. Nigdy nie zapomnę tych naszych wspólnych chwil. Życzę ci wszystkiego dobrego i żebyś pokochał kogoś, kto na to zasługuje. To co się stało nauczyło nas czegoś. Nie byliśmy stworzeni dla siebie, ale to nie szkodzi. Idziemy po innych drogach, ale właśnie o to chodzi. Spotkaliśmy się, nauczyliśmy się czegoś i teraz będziemy żyć nie popełniających tych samych błędów. Obiecaj mi coś, Ruggero. Nigdy nie zapomnij o mnie. Pamiętaj mnie. - skończyła, a Włoch pokiwał swoją głową.
Objęła go swoim ramieniem, a po chwili poczuła jak łza spływa po jej policzku. Nie mogła tego powstrzymać. Odsunęła się od niego i pogłaskał ją po policzku.
- Obiecuję. Nigdy nie zapomnę. - i odszedł. Po raz ostatni. Ale tym razem z wiedzą, że ona nadal go kocha i będzie szczęśliwa. To mu wystarczyło, bo wiedział, że będzie wolny. Z wiedzą, że osoba, którą kocha mu wybaczyła.
- Kocham ciebie - powiedział, zanim wszedł do windy, żeby zacząć nowe życie.
Zanim jednak znikną na zawsze, usłyszał ciche:
- Ja ciebie też.

_____________________________________________
Tadam! A więc, takie są fakty:
1. Cheryl chce mnie zabić xd
2. Nie mam pojęcia jaki ma związek tytuł z OS'em xd
3. Właśnie zniszczyłam Wam Ruchi (ale na szczęście nie w opowiadaniu tylko w OS'ie xDD Gdyby było na odwrót, chyba byście mnie zamordowali xD).
4. Klikajcie TUTAJ <333
5. Wprowadziłam kilka zmian wyglądu na blogu. Wygląda lepiej, czy gorzej? ^^
Wielkie brawa dla moich dziewczyn <3 
W szczególności dla Patrycji, bo gdyby nie zorganizowała tego konkursu nie byłoby tego OS'a (a może i lepiej by było gdyby nie byłoby go..). 
Cheryl chce mnie zabić, ale jest C U D O W N A, więc jej wszystko przebaczę :D 
Natalciu... <3 Ty mnie wspierałaś, a ja Ciebie nie. No, jaka ze mnie przyjaciółka?? Wybacz mi..
To są przeprosiny za taką długą rozłąkę, ale nie są najlepsze ;c Przepraszam..
To już wszystko ;D Aha, i jeszcze dziękuje za tyle wyświetleń i komentarzy... :D Jesteście najlepsi!

Wasza,
Nina Verdas 

wtorek, 6 maja 2014

♥ LBA 3 ♥ + Wielki Powrót Niny!

Tak, tak, wiecie o co chodzi. Patrycja mnie nominowała ;3

1. Kolor oczu?
Brązowe <3 Nie wiem dlaczego, ale jakoś mi nie pasują xDD
2. Ulubiony artysta/zespół?
Jorge Blanco - czyli artysta o głosie anioła <3
3. Marzenie?
Chcę się zakochać.
4. Ulubiony kolor?
Fioletowy i czarny.
5. Najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś/zrobiłeś?
Nie mogę jej zdradzić.
6. Twoja największa wada?
Czasami potrafię być strasznie niepewna siebie.
7. W jakim województwie mieszkasz?
Nie zdradzę ;3
8. Wymarzony zawód?
Pisarka.
9. Koncert na który najbardziej czekasz?
Violetta en vivo Polonia! <33
10. Ulubiona piosenka?
Podemos <3
11. Co być zrobiłabyś/zrobiłbyś gdybyś zobaczyła/zobaczył swojego ulubionego artystę?
Ekhem. Bardzo spokojnie. W najgorszym przypadku skoczyłabym na niego/nią i połamałbym wszystkie ich koście, nic poważnego.

I nominate!!:
Ludzie ranią tak mocno, jak ich kochasz...

Te same pytania xd
Eee.. To chyba wszystko xd

A więc, ogłaszam oficjalny
Powrót Niny Verdas!

 Tak, tak. Nina wraca do formy! Zaniedbywałam bloga, strasznie. Bardzo Was przepraszam. Niektórzy znają powód mojego chwilowego rozstania z Wami i bardzo im dziękuje za wsparcie i za to, że mnie rozumieli. Wiecie kim jesteście, ptysie, więc nie muszę tu mówić kto mi pomagał. Ale dziękuje też tym, którzy zostali tu, jesteście równie wspaniali. Nie wiecie przez co przechodziłam, ale nawet to, że to czytacie jest cudowne. Naprawdę. Kocham Was <3
Pewnie w Waszej głowie pojawia się pytanie, "Kiedy ta kobieta wreszcie opublikuje nowy rozdział??". A więc, mam dla Was niespodziankę (tiaa, ale niespodzianka, no, po prostu super -.-). 

Niektórzy z Was wiedzą, że biorę udział w konkursie Patrycji. Gdybym wcześniej przysłała Jej mój OS, dawno bym już go opublikowała na tym blogu, ale jeszcze go nie skończyłam. A więc, Ci, którzy nie przeczytają go na Jej blogu będą mieli szanse przeczytać go tutaj. Pojawi się on niedługo (w piątek/sobotę). Jest on bardzo depresyjny, więc Was ostrzegam! Mam nadzieję, że nie umrzecie mi tu z nudów przez następną chwilę, więc trzymajcie się ;D 
Dziękuje za wysłuchanie mnie <3 Jesteś cudowna/cudowny! 
Aha, jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś, napisz "Sialala, kwiatki rosną na łące".

Nina Verdas ♥