"Pozostań przede wszystkim wierny sobie,
bo na świecie jest mało ludzi,
którzy pozostaną wierni Tobie."
Dla jedynej osoby, która w pełni mnie rozumie - moje wygłupy, moje problemy, moje rozterki, wszystko.
Dzięki niej poznałam moje nowe, lepsze oblicze i zapoznałam się z światem blogosfery.
Pragnę zadedykować jedynej i niepowtarzalnej Patrycji Varn - za każdą Twoją sekundę poświęconą temu, co kochasz ♥
Przepraszam.
(Część o Mercedes została napisana przez Patrycję - na pewno widzicie tą wielką różnice między tymi dwoma scenami pod spodem ^^)
Przepraszam.
(Część o Mercedes została napisana przez Patrycję - na pewno widzicie tą wielką różnice między tymi dwoma scenami pod spodem ^^)
-
Mercedes! – rozległ się krzyk, który natychmiast obudził blondynkę z przyjemnej
popołudniowej drzemki. Poprawiła swoje długie loki i lekko pogniecioną,
elegancką sukienkę. Wiedziała kto jej szuka i przecież nie mogła pokazać się w
tak „opłakanym” stanie.
Rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi.
- Proszę! – krzyknęła melodyjnie i zatopiła się w nowym reportażu na ekranie
laptopa. – Dzień dobry, panie redaktorze. – przywitała się i wstała.
W wejściu ukazała się sylwetka mężczyzny. Redaktor naczelny gazety, przełożony
Hiszpanki, był wysoki i w miarę szczupły. Ciemne włosy zawsze nonszalancko
postawione na żel, a jego palce zdobiło kilka pierścionków, które dla niego
miały jakieś szczególne znaczenie. Szerokie ramiona i lekki zarost dodawały mu
męskości i stanowczości. Pełne usta i karmelowe oczy wydawały się bardzo
zmysłowe. Był mniej – więcej 10 lat starszy od Lambre.
- Dzień dobry. – odpowiedział spokojnie i usiadł na krześle naprzeciwko niej.
Dziewczyna również usiadła i skupiła na nim wszystkie resztki swojej uwagi, bo
większość z niej był teraz w innym miejscu, przy innym mężczyźnie… Mimo
wszystko starała się nie sprawiać wrażenie roztargnionej. Nie wszyscy mają
okazje porozmawiać z nim w „cztery oczy”. – Chciałem pani pogratulować tak
świetnego reportażu. Czytelnicy są zachwyceni!
- Tak? – zapytała radośnie z niedowierzaniem i otworzyła szerzej oczy. Może w
końcu ktoś ją zauważy? Może w końcu otworzą się dla niej drzwi do kariery
redaktorki?
- Tak. I powiem pani jeszcze coś: chcą więcej. – powiedział zachwycony i wsparł
się na oparciu fotela. Jak to: chcą więcej? Co to znaczy?
- Ale ja chyba nie… - wyjąkała.
- Ależ tak, panno Lambre. Chcą kolejnego wywiadu z panem Pasquarelli.
Chcą kolejnego wywiadu, chcą kolejnego
wywiadu… - powtarzała w myślach i z
jeszcze większym temperamentem stawiała kolejne kroki w swoim biurze. Dzięki
temu pakuje się jeszcze głębiej w nieznane jej uczucie. I miała tego
świadomość, jednak nie widziała żadnej drogi, którą mogłaby uciec. Przecież,
gdyby nie przeprowadziłaby z tym chłopakiem kolejnego wywiadu, straciłaby tak
ważną i satysfakcjonującą dla niej pracę, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Postanowiła więc nie kierować się emocjami tym razem. Czuje strach przed jego
obojętnym spojrzeniem, ale zakochany człowiek nie ma wyboru. Ciągnie go do tej
osoby, choćby miał przez to cierpieć.
Odetchnęła głęboko, po czym wzięła ze stolika skórzaną torebkę. Przygładziła
włosy i nacisnęła na klamkę. Wyszła z wieżowca i zatopiła się w torebce w
poszukiwaniach. Zanurzyła prawą rękę, aż po sam łokieć i „wyłowiła” pęk kluczy.
Nacisnęła na pilota, na co odpowiedział jej głośny sygnał, otwierającego się
samochodu. Wsiadła i umieściła go w stacyjce. Nastawiła na twarz ogrzewanie, po
czym włączyła radio.
To nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie powinna się zakochiwać w kimś takim,
pewnie jeszcze bez wzajemności. Dość już życie ją doświadczyło i nie miała
ochoty na dokładkę przykrych zdarzeń. Nic nie powinno ją do niego ciągnąć, musi
zapomnieć. Jednak skłamałaby mówiąc, że chce się z niego wyleczyć.
Gdy zorientowała się że jest pod rezydencją obiektu jej westchnień, wyłączyła
silnik, wysiadła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzała na budynek,
w którym miała za parę chwil się znaleźć. Przełknęła ślinę i w chwili, w której
postawiła pierwszy krok usłyszała czyjąś rozmowę. Ten głos rozpoznałaby
wszędzie. Jeden z nich to Ruggero.
Codzienne chcesz słyszeć barwę jego
głosu. - odezwał je jej głos
wewnętrzny. Co za bzdura… - pomyślała
i odpędziła od siebie tego typu stwierdzenia.
Nagle drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniły się dwie postacie, kobieta i
mężczyzna. Włoch z jakąś dziewczyną. Mercedes schowała się za pobliskie drzewo
i obserwowała. Towarzyszka chłopaka była piękna. Brązowe, długie, lśniące
włosy, ciemne, duże oczy, idealnie szczupła figura, wysoki wzrost i długie nogi
prawdziwej modelki, olśniewający uśmiech, zniewalający makijaż, a wszystko to
doskonale współgrało z modnymi ubraniami, które tylko podkreślały jej urodę.
Szatyn także był nią zainteresowany. Prowadził z nią niezwykle ożywioną rozmowę
i nie przestawał się uśmiechać. To niewiarygodne, że w tak krótkim momencie
całe jej życie zostało pozbawione jakiegokolwiek sensu. Serce podeszło jej do
gardła i było w rytmie rozpaczy, smutku, a przede wszystkim wściekłej
zazdrości. Aczkolwiek wiedziała jedno: Ta miłość jeszcze się nie skończyła.
Nie czuła się komfortowo.
Siedziała na skórzanym fotelu, co chwilę spoglądając na zegar, który wisiał na ścianie. W ręku trzymała kieliszek pełen czerwonego wina - jej ulubionego. Za każdym razem, gdy patrzyła na puste miejsce przed nią, jej oczy były wypełniane słonymi łzami, lecz ani razu łza nie spłynęła po jej bladej twarzy odkąd uświadomiła sobie, że niestety coś jest nie tak.
Po raz setny napisała wiadomość do mężczyzny, z którym się związała, ale tym razem bez jakiejkolwiek nadziei, iż odpisze jej i pojawi się w restauracji, którą uwielbiała, z bukietem róż i z promiennym uśmiechem na twarzy. Jednak rzeczywistość była taka, że po prostu miał ważniejsze sprawy niż spędzenie czasu ze swoją dziewczyną w jej urodziny.
Lodovica odnosiła niepokojące wrażenie, że Xabi ukrywa coś przed nią. Próbowała jak najszybciej odtrącić te myśli, ale bez jakiegokolwiek skutku. Miała również okropne wyrzuty sumienia, nic nie dawało jej spokoju. Nie miała najmniejszego wrażenia, jakby był to bardzo ważny dzień, a w tej chwili było jeszcze gorzej niż przedtem.
-Błagam cię... - wyszeptała i zacisnęła zęby, próbując nie wpaść w niekontrolowaną panikę. Była ona bowiem bardzo delikatną dziewczyną, jej uczucia były jak cienkie szkło, mogły pęknąć w niespodziewanym momencie, a taki moment właśnie nadszedł. Co to mogło oznaczać? Czy spotka ją coś przerażającego, coś, co wywróci jej życie do góry nogami? A może... może po prostu wszystko będzie w najlepszym porządku, bez żadnych nieporozumień? Strasznie chciała przekonać samą siebie, że ta teoria jest najbardziej realistyczna, lecz nie potrafiła. To wszystko było dla niej zbyt stresujące, a Comello była osobą ze słabymi nerwami, umiała znaleźć najmniejszy pretekst, by zamartwiać się czymś.
Nie znosiła takich momentów jak ten.
Jednak ujrzawszy jego sylwetkę, która stanęła w drzwiach, odruchowo podniosła się i patrzyła jak wryta w stronę postaci, która właśnie się pojawiła. Gula w gardle momentalnie zniknęła, a ona była skupiona na jednej jedynej rzeczy; na jej ukochanym. Wszystkie wątpliwości zostały rzucone w kąt, jej serce biło coraz szybciej z każdym jego krokiem i nawet miłosna ballada, którą było słychać z wszystkich zakątków restauracji zaczęła brzmieć piękniej. Uśmiech na jej twarzy nie miał najmniejszego prawa zejść. Tłumaczyła sobie, że to tylko zwykłe spotkanie, lecz intuicja jej podpowiadała co innego.
- Oświadczy ci się?
- Nie, na pewno nie. Jesteśmy na to za młodzi, znamy się zbyt krótko...
- A może jednak?...
Rzuciła się w jego ramiona i pozwoliła sobie go mocno ścisnąć, jakby nie bała się tego, że Xabiani chciałby jej uciec. Trzymała go najmocniej jak mogła, nie zważając na to, co ludzie mogą sobie pomyśleć. To było jej święto, nie mogła go sobie zniszczyć jakąś głupią myślą.
- Hej. - przywitał się, po czym oderwał się od dziewczyny. - Dawno nie widziałem cię tak zachwyconej przy naszym spotkaniu. Coś się stało?
- Nie, wszystko jest... takie cudowne! - odparła, nie potrafiąc powstrzymać swojej radości. - Kocham cię, wiesz? - musnęła jego usta, po czym odwróciła się na pięcie i usiadła z powrotem na swe krzesło.
Patrzyła przez parę sekund na niego jak stoi obok niej zdziwiony, lecz po chwili również zajął swoje miejsce naprzeciwko niej.
W jego oczach było coś, co ją niepokoiło.
- Wszystko najlepszego, kochanie. - wyszeptał, i wyciągnął zza pleców bukietów róż o kolorze kremowym. Przyjrzała się nim uważnie, ciągle mając na swej twarzy szeroki uśmiech i bez wahania sięgnęła po kwiaty, które jej podarował. Przymknęła lekko swoje powieki i poczuła ich piękny zapach, po czym położyła je na stole, nadal na nie zerkając. Wzięła kolejny łyk swego czerwonego wina.
- Dzwoniłam. - rzekła, odkładając na stół pusty kieliszek. - Nie odebrałeś. - podniosła butelkę z winem i nalała sobie odrobinę. - Martwiłam się...
- Przepraszam, ale nie widziałem, że dzwoniłaś. Miałem przyciszony dźwięk w komórce.
- A gdzie byłeś? - spytała, martwiąc się, że coś złego się stanie, tak jak przewidywała. Ale czemu akurat dziś musiało ją spotykać takie nieszczęście? Chociaż, istniała również ta optymistyczna wersja dlaczego Xabi spóźnił się na taką ważną okazję - i choć bardzo chciała, by to właśnie ona była realistyczna, wiedziała, po jego zachowaniu, że coś było nie w porządku.
Nie odpowiadał. Lodovica czuła nieprzyjemną atmosferę dookoła nich i ponownie świat stał się dla niej szarym zakątkiem na końcu wszechświata. Nienawidziła siebie za to, że potrafiła sprawić, iż jeden malusieńki problem może się przerodzić w coś ogromnego i przerażającego, niemożliwego do unicestwienia. Połowa jej problemów wynikała właśnie z tego, że gdy już sobie coś ubzdurała, nie można było temu zapobiec.
- Czemu nie odpowiesz na moje pytanie? - wybełkotała, starając jak najbardziej zachować powagę, lecz na marne.
- Lodo... Nawet nie wiesz jakie do dla mnie jest trudne. Ale zasługujesz na znacie prawdy, ponieważ tym razem to ja zawiniłem, to ja zawaliłem sprawę. I choć strasznie tego żałuję i gardzę sobą, zdecydowałem, że powiem ci to, co ukrywałem przez parę tygodni. To nie najlepszy moment na takie wyznanie, lecz nie mogę ani chwilę ciebie oszukiwać. - W jego oczach ujrzała łzy. Nie chciała wiedzieć co się teraz stanie, nie miała ochoty poznać prawdy.
Nie była na to gotowa.
Lecz zmierzenie się z tym co prawdziwe zawsze jest trudne; każdy musi przez to przejść.
Po raz kolejny wzięła do ręki naczynie wypełnione napojem, które kochała, lecz tym razem smakowało gorzko, tak jak jej szczęście.
- Czyli? - zadała pytanie, coraz bardziej się niepokojąc.
- Ja... - przełknął ślinę i odetchnął. - Zdradziłem cię. Przespałem się z inną kobietą, oszukałem ciebie.
Usłyszała głośny trzask rozbijającego się szkła.
Nie znosiła takich momentów jak ten.
Jednak ujrzawszy jego sylwetkę, która stanęła w drzwiach, odruchowo podniosła się i patrzyła jak wryta w stronę postaci, która właśnie się pojawiła. Gula w gardle momentalnie zniknęła, a ona była skupiona na jednej jedynej rzeczy; na jej ukochanym. Wszystkie wątpliwości zostały rzucone w kąt, jej serce biło coraz szybciej z każdym jego krokiem i nawet miłosna ballada, którą było słychać z wszystkich zakątków restauracji zaczęła brzmieć piękniej. Uśmiech na jej twarzy nie miał najmniejszego prawa zejść. Tłumaczyła sobie, że to tylko zwykłe spotkanie, lecz intuicja jej podpowiadała co innego.
- Oświadczy ci się?
- Nie, na pewno nie. Jesteśmy na to za młodzi, znamy się zbyt krótko...
- A może jednak?...
Rzuciła się w jego ramiona i pozwoliła sobie go mocno ścisnąć, jakby nie bała się tego, że Xabiani chciałby jej uciec. Trzymała go najmocniej jak mogła, nie zważając na to, co ludzie mogą sobie pomyśleć. To było jej święto, nie mogła go sobie zniszczyć jakąś głupią myślą.
- Hej. - przywitał się, po czym oderwał się od dziewczyny. - Dawno nie widziałem cię tak zachwyconej przy naszym spotkaniu. Coś się stało?
- Nie, wszystko jest... takie cudowne! - odparła, nie potrafiąc powstrzymać swojej radości. - Kocham cię, wiesz? - musnęła jego usta, po czym odwróciła się na pięcie i usiadła z powrotem na swe krzesło.
Patrzyła przez parę sekund na niego jak stoi obok niej zdziwiony, lecz po chwili również zajął swoje miejsce naprzeciwko niej.
W jego oczach było coś, co ją niepokoiło.
- Wszystko najlepszego, kochanie. - wyszeptał, i wyciągnął zza pleców bukietów róż o kolorze kremowym. Przyjrzała się nim uważnie, ciągle mając na swej twarzy szeroki uśmiech i bez wahania sięgnęła po kwiaty, które jej podarował. Przymknęła lekko swoje powieki i poczuła ich piękny zapach, po czym położyła je na stole, nadal na nie zerkając. Wzięła kolejny łyk swego czerwonego wina.
- Dzwoniłam. - rzekła, odkładając na stół pusty kieliszek. - Nie odebrałeś. - podniosła butelkę z winem i nalała sobie odrobinę. - Martwiłam się...
- Przepraszam, ale nie widziałem, że dzwoniłaś. Miałem przyciszony dźwięk w komórce.
- A gdzie byłeś? - spytała, martwiąc się, że coś złego się stanie, tak jak przewidywała. Ale czemu akurat dziś musiało ją spotykać takie nieszczęście? Chociaż, istniała również ta optymistyczna wersja dlaczego Xabi spóźnił się na taką ważną okazję - i choć bardzo chciała, by to właśnie ona była realistyczna, wiedziała, po jego zachowaniu, że coś było nie w porządku.
Nie odpowiadał. Lodovica czuła nieprzyjemną atmosferę dookoła nich i ponownie świat stał się dla niej szarym zakątkiem na końcu wszechświata. Nienawidziła siebie za to, że potrafiła sprawić, iż jeden malusieńki problem może się przerodzić w coś ogromnego i przerażającego, niemożliwego do unicestwienia. Połowa jej problemów wynikała właśnie z tego, że gdy już sobie coś ubzdurała, nie można było temu zapobiec.
- Czemu nie odpowiesz na moje pytanie? - wybełkotała, starając jak najbardziej zachować powagę, lecz na marne.
- Lodo... Nawet nie wiesz jakie do dla mnie jest trudne. Ale zasługujesz na znacie prawdy, ponieważ tym razem to ja zawiniłem, to ja zawaliłem sprawę. I choć strasznie tego żałuję i gardzę sobą, zdecydowałem, że powiem ci to, co ukrywałem przez parę tygodni. To nie najlepszy moment na takie wyznanie, lecz nie mogę ani chwilę ciebie oszukiwać. - W jego oczach ujrzała łzy. Nie chciała wiedzieć co się teraz stanie, nie miała ochoty poznać prawdy.
Nie była na to gotowa.
Lecz zmierzenie się z tym co prawdziwe zawsze jest trudne; każdy musi przez to przejść.
Po raz kolejny wzięła do ręki naczynie wypełnione napojem, które kochała, lecz tym razem smakowało gorzko, tak jak jej szczęście.
- Czyli? - zadała pytanie, coraz bardziej się niepokojąc.
- Ja... - przełknął ślinę i odetchnął. - Zdradziłem cię. Przespałem się z inną kobietą, oszukałem ciebie.
Usłyszała głośny trzask rozbijającego się szkła.
_________________________
"Kurde, kim ona może być? Myśli, że po wielu tygodniach może sobie wparować tak ni stąd ni zowąd i napisać denny rozdział (nie licząc cudownej pierwszej części <3)? Kim do cholery ona jest? Pewnie myśli, że jest taka fajna i jeśli napisze sobie rozdział to ktoś na pewno ją skomentuje -.-"
Ech, no cóż, nie mogę zapobiec hejtom, które najpewniej już się szykują na kontratak xD Ale proszę zastanowić się nad tym pytaniem: Co ja tu jeszcze robię? I jak mam czelność jeszcze pisania rozdziałów? Sama nie wiem. Ale wiem, że pewnie Was zawiodłam i nie doczekam się komentarzy z Waszej strony >.< Znowu dałam ciała i nie wyszło mi.
Dziękuję jednak mojej kochanej Patrycji, która zamiast mnie zmiażdżyć jak małego pasożyta wybaczyła mi. Jest ona dla mnie bardzo ważna.
Nina Verdas ♥
PS. Wiecie, że mam już trzynaście lat? xd Skończyłam je w czwartek :D Zresztą... kogo to obchodzi?